niedziela, 18 listopada 2012

ROZDZIAŁ 19

Jeszcze przez chwilę patrzę na zawiedzione miny Lexi i Sophie. Cieszę się, że jako dziecko nauczyłam się łazić i skakać po drzewach. Dziś przydało mi się to jak nigdy dotąd. Patrzę jak zawodowcy odchodzą od miejsca w którym jeszcze przed chwilą siedziałam i ich podsłuchiwałam. Jak dotąd mam duże szczęście, że nadal mnie nie zauważyli, ani usłyszeli. Mam nadzieję, że będzie ono nadal mi dopisywać.
Siadam na jednej z grubych gałęzi, wyjmuję plecaka wodę i upijam jej trochę. Opieram się o pień drzewa, myślę o tym co zrobię jak wygram. Nigdy nie będę już musiała pobierać astragali. Już zawsze będę miała co jeść, w co się ubrać. Połowę pieniędzy będę oddawała rodzinie Logana, oraz wszystkim biednym z Dystryktu Piątego. Wszystko wygląda bardzo pięknie, ale dociera do mnie straszliwa prawda. Jeśli wygram będę mentorem. Będę prowadziła inne dzieciaki na śmierć. Będę patrzyła jak umierają, nie mogąc im pomóc.
Łapię się za głowę. Nie mogę myśleć o takich rzeczach. Zastanawia mnie jak się teraz czuje Greg. Przecież jest mentorem już kolejny raz z rzędu, po raz kolejny patrzy jak jego podopieczni umierają, jeden po drugim. Tak samo jak Logan… Zaciskam powieki i potrząsam gwałtownie głową. Nie wiem czemu, ale to pomaga. Podnoszę głowę. Niebo jest błękitne, wokoło latają kolorowe ptaki. Dzień jest cudowny. W takich chwilach każdy żałuje, że to tylko złudzenie.
Siedzę na drzewie i staram się o niczym nie myśleć. Nawet mi się to udaje, bo szybko tracę poczucie czasu. Niebo różowieje, słońce chowa się za horyzont. Kiedy robi się całkowicie ciemno słyszę głośny wystrzał z armaty. Szybko łapię za plecak i wyjmuję z niego noktowizory. Wkładam je i nerwowo rozglądam się dookoła. Przez chwilę nic nie widzę, ale po kilku minutach z lasu wyłania się Dave. W ręce trzyma nóż pobrudzony krwią. Podnoszę się i lekko wychylam za konar, aby nie stracić chłopaka z oczu. Podchodzi on do reszty zawodowców. Coś mówi, ale nie jestem w stanie dosłyszeć co. Po chwili trybuci się rozchodzą. Ktoś rozpala ognisko i staje na twarzy. Siadam znów na gałęzi i intensywnie wpatruję się w niebo. Czekam aż pokażą twarz zabitej osoby.
Ściągam noktowizory i wkładam je do plecaka. Wchodzę do śpiwora i obwiązuję się liną wokół gałęzi. Na głowę zakładam kaptur. Opieram plecy o pień drzewa i czekam. Nie trwa to długo. Już po kilkunastu minutach rozlega się hymn Panem. Godło państwa, ukazujące się na niebie, rozświetla całą arenę. Po chwili widzę zdjęcie jakiejś dziewczyny. Jest ona z Trójki. To ona padła dziś ofiarą zawodowców. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że zapewniła widzom pierwszorzędne widowisko, tak aby organizatorzy nie musieli interweniować.
Zastanawia mnie jak wyglądało to starcie. Dziewczyna walczyła aż do swojej śmierci, nawet miała szanse wygrać. A może od razu się poddała albo po prostu była zbyt słaba by stawiać jakikolwiek opór? Bardzo bym chciała znać odpowiedź na te pytania.
***
Budzi mnie piękny śpiew jakiegoś kosogłosa. Gdy tylko jestem na tyle przytomna, aby rozpoznać melodię, gwałtownie się podnoszę. Ptak nawet się nie wystraszył. Nadal siedzi na cieniutkiej gałęzi i śpiewa. Piosenka mnie przeraża. Kojarzy mi się ze śmiercią ojca, bo właśnie wtedy kosogłosy też ją śpiewały. Nie mogę dłużej tego znieść. Łamię jedną z gałęzi i rzucam nią w ptaka, który od razu odlatuje. Znów zapada cisza. Zastanawia mnie skąd ptak znał tą melodię i dlaczego śpiewał ją właśnie mnie? Od razu do głowy przychodzi mi jedyna możliwa odpowiedź. Organizatorzy. Najwidoczniej stwierdzili, że na tych Głodowych Igrzyskach jednego z trybutów wykończą psychicznie.
Odwiązuję krępującą mnie linę i wyłażę ze śpiwora. Chowam wszystko do plecaka. Wyjmuje wodę i trochę mięsa. Szybko zjadam moje śniadanie. Siadam na gałęzi. Lekki wietrzyk rozwiewa mi włosy. Przez chwilę siedzę i oddycham głęboko. Powietrze działa na mnie pobudzająco, przypomina mi dawne czasy, gdy chodziłam na polowania. Wyglądam zza pnia. Zawodowcy już nie śpią. Niestety. Patrzę na pobliskie drzewo. Zakładam plecak i przeskakuję na nie. Na szczęście wieje lekki wiatr, więc nie słychać za bardzo szumu liści. Robię tak jeszcze dwa razy. Teraz znajduję się bliżej zawodowców.
-Jęczała jak nie wiem –słyszę głos Davea. –Proszę, nie zabijaj mnie –w tym momencie chłopak naśladuje głos małej dziewczynki. Słysząc to, reszta zawodowców wybucha głośnym śmiechem. Ja sama mam wielką ochotę zachichotać, ale się powstrzymuję. Z trudem mi się to udaje. Zamiast tego łapię się za brzuch.
-Nic nie znalazłaś? –pyta Glint. Marszczę lekko brwi. O czym on mówi?
-Nie. Niestety –odpowiada mu chłopak z Czwórki. Denerwuję się. Czy oni nie mogą wyrażać się jaśniej? Przyglądam się dziewczynom, które tylko patrzą zawiedzione na własne buty. Widzę jak Catelyn coś mówi, ale robi to za cicho. Delikatnie przesuwam się do przodu. Co chwila patrzę pod nogi, aby nie spaść z drzewa.
-… yła te wszystkie punkty. Nie zwróciłam na nią zbytnio uwagi podczas szkolenia.
-Ja zwróciłem –odzywa się Dave. –Finnick kazał mi zawrzeć z nią sojusz. Zastanawia mnie czemu.
Jestem pewna, że mówią o mnie. Wyciągam rękę, aby odgarnąć lekko gałęzie. Jedna z nich wydaje z siebie trzask. Catelyn szybko odwraca głowę w moim kierunku. Ja sama chowam się za pień.
-Cat, co zobaczyłaś? –pyta Glint. W jego głosie słychać podekscytowanie.
-Coś… niebieskiego –mówi dziewczyna. –Ona tu jest.
Te ostatnie słowa słyszę z ledwością. O nie! Podnoszę głowę i cichutko wchodzę na wyższą gałąź.
-A nie mówiłam! –słyszę triumfalny głos Lexi.
-No to zobaczymy –odpowiada Glint. Słyszę ich kroki. Przyciskam się do pnia, najmocniej jak potrafię.  Jedną ręką łapię się za konar, a drugą wpycham włosy pod kaptur. Słyszę szybkie bicie mojego serca. Kroki ustają. Najwidoczniej zawodowcy są już pod drzewem. Mija kilka minut i zulgą dochodzi do mnie głos Davea.
-Nic tu nie ma.
Glint tylko wydaje z siebie ryk złości. Odchodzą, a ja oddycham z ulgą. Nagle słyszę pod sobą głośny trzask łamanej gałęzi.

8 komentarzy:

  1. O matko, o mamusiu.Ludzie dlaczego w takich momentach przerywacie.Tylko BLAGAM nie zwlekaj z nowym rozdzialem, bo ja tu umieram.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty wiesz, że mi się podoba :3 Czekam na więcej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. odkryłam twoje blogi i we wszystkich czekam na następne BŁAGAM!!!!!!! pisz.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja wiem, że ostatnio wogóle nie pisałam, ale jakoś brak mi czasu na to wszystko. Przez ostatnie trzy tygodnie miałam osiem sprawdzianów, ajutro piszę dwa. Ale postaram się dodać coś jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba! Jak dotąd znałam Twój blog o Clove, więc jestem miło zaskoczona, że piszesz inne opowiadania. Styl, fabuła- świetne, lubię Twoje blogi :) Ciekawie się złożyło, że dodałaś notkę w Mikołajki- zwłaszcza, że byłam pewna śmierci Debby. "Taki dzień, a Clove uśmierca główną bohaterkę, pięknie", myślałam, gdy czytałam ten rozdział :)
    Ogólnie bardzo mi się ten blog podoba :) Pisz dalej :)
    Niech los zawsze Ci sprzyja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, na pewno będzie sprzyjał. Taaak, to właśnie z powodu Mikolajek trochę głupio mi było ją uśmiercić... A teraz wpadłam co pisać w części dalszej i zapewniam, że będzie fajnie. Takie mam plany.

      Pozdrawiam cię serdecznie

      Usuń
    2. Przepraszam, pomyliłam rozdziały! Ten komentarz chciałam napisać pod 20. :/ Ale teraz trudno, nie będę usuwać. No, to dajesz, czekamy z niecierpliwością :)

      Usuń