Siadam na
jednej z grubych gałęzi, wyjmuję plecaka wodę i upijam jej trochę. Opieram się
o pień drzewa, myślę o tym co zrobię jak wygram. Nigdy nie będę już musiała
pobierać astragali. Już zawsze będę miała co jeść, w co się ubrać. Połowę
pieniędzy będę oddawała rodzinie Logana, oraz wszystkim biednym z Dystryktu
Piątego. Wszystko wygląda bardzo pięknie, ale dociera do mnie straszliwa
prawda. Jeśli wygram będę mentorem. Będę prowadziła inne dzieciaki na śmierć.
Będę patrzyła jak umierają, nie mogąc im pomóc.
Łapię się za
głowę. Nie mogę myśleć o takich rzeczach. Zastanawia mnie jak się teraz czuje
Greg. Przecież jest mentorem już kolejny raz z rzędu, po raz kolejny patrzy jak
jego podopieczni umierają, jeden po drugim. Tak samo jak Logan… Zaciskam
powieki i potrząsam gwałtownie głową. Nie wiem czemu, ale to pomaga. Podnoszę
głowę. Niebo jest błękitne, wokoło latają kolorowe ptaki. Dzień jest cudowny. W
takich chwilach każdy żałuje, że to tylko złudzenie.
Siedzę na
drzewie i staram się o niczym nie myśleć. Nawet mi się to udaje, bo szybko
tracę poczucie czasu. Niebo różowieje, słońce chowa się za horyzont. Kiedy robi
się całkowicie ciemno słyszę głośny wystrzał z armaty. Szybko łapię za plecak i
wyjmuję z niego noktowizory. Wkładam je i nerwowo rozglądam się dookoła. Przez
chwilę nic nie widzę, ale po kilku minutach z lasu wyłania się Dave. W ręce
trzyma nóż pobrudzony krwią. Podnoszę się i lekko wychylam za konar, aby nie
stracić chłopaka z oczu. Podchodzi on do reszty zawodowców. Coś mówi, ale nie
jestem w stanie dosłyszeć co. Po chwili trybuci się rozchodzą. Ktoś rozpala
ognisko i staje na twarzy. Siadam znów na gałęzi i intensywnie wpatruję się w
niebo. Czekam aż pokażą twarz zabitej osoby.
Ściągam
noktowizory i wkładam je do plecaka. Wchodzę do śpiwora i obwiązuję się liną
wokół gałęzi. Na głowę zakładam kaptur. Opieram plecy o pień drzewa i czekam.
Nie trwa to długo. Już po kilkunastu minutach rozlega się hymn Panem. Godło
państwa, ukazujące się na niebie, rozświetla całą arenę. Po chwili widzę
zdjęcie jakiejś dziewczyny. Jest ona z Trójki. To ona padła dziś ofiarą
zawodowców. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że zapewniła widzom pierwszorzędne
widowisko, tak aby organizatorzy nie musieli interweniować.
Zastanawia
mnie jak wyglądało to starcie. Dziewczyna walczyła aż do swojej śmierci, nawet
miała szanse wygrać. A może od razu się poddała albo po prostu była zbyt słaba
by stawiać jakikolwiek opór? Bardzo bym chciała znać odpowiedź na te pytania.
***
Budzi mnie piękny śpiew jakiegoś kosogłosa. Gdy tylko jestem
na tyle przytomna, aby rozpoznać melodię, gwałtownie się podnoszę. Ptak nawet
się nie wystraszył. Nadal siedzi na cieniutkiej gałęzi i śpiewa. Piosenka mnie
przeraża. Kojarzy mi się ze śmiercią ojca, bo właśnie wtedy kosogłosy też ją
śpiewały. Nie mogę dłużej tego znieść. Łamię jedną z gałęzi i rzucam nią w
ptaka, który od razu odlatuje. Znów zapada cisza. Zastanawia mnie skąd ptak
znał tą melodię i dlaczego śpiewał ją właśnie mnie? Od razu do głowy przychodzi
mi jedyna możliwa odpowiedź. Organizatorzy. Najwidoczniej stwierdzili, że na
tych Głodowych Igrzyskach jednego z trybutów wykończą psychicznie.
Odwiązuję
krępującą mnie linę i wyłażę ze śpiwora. Chowam wszystko do plecaka. Wyjmuje
wodę i trochę mięsa. Szybko zjadam moje śniadanie. Siadam na gałęzi. Lekki
wietrzyk rozwiewa mi włosy. Przez chwilę siedzę i oddycham głęboko. Powietrze
działa na mnie pobudzająco, przypomina mi dawne czasy, gdy chodziłam na
polowania. Wyglądam zza pnia. Zawodowcy już nie śpią. Niestety. Patrzę na
pobliskie drzewo. Zakładam plecak i przeskakuję na nie. Na szczęście wieje
lekki wiatr, więc nie słychać za bardzo szumu liści. Robię tak jeszcze dwa
razy. Teraz znajduję się bliżej zawodowców.
-Jęczała jak
nie wiem –słyszę głos Davea. –Proszę, nie zabijaj mnie –w tym momencie chłopak
naśladuje głos małej dziewczynki. Słysząc to, reszta zawodowców wybucha głośnym
śmiechem. Ja sama mam wielką ochotę zachichotać, ale się powstrzymuję. Z trudem
mi się to udaje. Zamiast tego łapię się za brzuch.
-Nic nie
znalazłaś? –pyta Glint. Marszczę lekko brwi. O czym on mówi?
-Nie.
Niestety –odpowiada mu chłopak z Czwórki. Denerwuję się. Czy oni nie mogą
wyrażać się jaśniej? Przyglądam się dziewczynom, które tylko patrzą zawiedzione
na własne buty. Widzę jak Catelyn coś mówi, ale robi to za cicho. Delikatnie
przesuwam się do przodu. Co chwila patrzę pod nogi, aby nie spaść z drzewa.
-… yła te
wszystkie punkty. Nie zwróciłam na nią zbytnio uwagi podczas szkolenia.
-Ja zwróciłem
–odzywa się Dave. –Finnick kazał mi zawrzeć z nią sojusz. Zastanawia mnie
czemu.
Jestem
pewna, że mówią o mnie. Wyciągam rękę, aby odgarnąć lekko gałęzie. Jedna z nich
wydaje z siebie trzask. Catelyn szybko odwraca głowę w moim kierunku. Ja sama
chowam się za pień.
-Cat, co
zobaczyłaś? –pyta Glint. W jego głosie słychać podekscytowanie.
-Coś…
niebieskiego –mówi dziewczyna. –Ona tu jest.
Te ostatnie
słowa słyszę z ledwością. O nie! Podnoszę głowę i cichutko wchodzę na wyższą
gałąź.
-A nie
mówiłam! –słyszę triumfalny głos Lexi.
-No to
zobaczymy –odpowiada Glint. Słyszę ich kroki. Przyciskam się do pnia,
najmocniej jak potrafię. Jedną ręką
łapię się za konar, a drugą wpycham włosy pod kaptur. Słyszę szybkie bicie
mojego serca. Kroki ustają. Najwidoczniej zawodowcy są już pod drzewem. Mija
kilka minut i zulgą dochodzi do mnie głos Davea.
-Nic tu nie
ma.
Glint tylko
wydaje z siebie ryk złości. Odchodzą, a ja oddycham z ulgą. Nagle słyszę pod
sobą głośny trzask łamanej gałęzi.
O matko, o mamusiu.Ludzie dlaczego w takich momentach przerywacie.Tylko BLAGAM nie zwlekaj z nowym rozdzialem, bo ja tu umieram.
OdpowiedzUsuńPISZ DALEJ :)
OdpowiedzUsuńTy wiesz, że mi się podoba :3 Czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńodkryłam twoje blogi i we wszystkich czekam na następne BŁAGAM!!!!!!! pisz.....
OdpowiedzUsuńJa wiem, że ostatnio wogóle nie pisałam, ale jakoś brak mi czasu na to wszystko. Przez ostatnie trzy tygodnie miałam osiem sprawdzianów, ajutro piszę dwa. Ale postaram się dodać coś jak najszybciej
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba! Jak dotąd znałam Twój blog o Clove, więc jestem miło zaskoczona, że piszesz inne opowiadania. Styl, fabuła- świetne, lubię Twoje blogi :) Ciekawie się złożyło, że dodałaś notkę w Mikołajki- zwłaszcza, że byłam pewna śmierci Debby. "Taki dzień, a Clove uśmierca główną bohaterkę, pięknie", myślałam, gdy czytałam ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo mi się ten blog podoba :) Pisz dalej :)
Niech los zawsze Ci sprzyja :)
Dzięki, na pewno będzie sprzyjał. Taaak, to właśnie z powodu Mikolajek trochę głupio mi było ją uśmiercić... A teraz wpadłam co pisać w części dalszej i zapewniam, że będzie fajnie. Takie mam plany.
UsuńPozdrawiam cię serdecznie
Przepraszam, pomyliłam rozdziały! Ten komentarz chciałam napisać pod 20. :/ Ale teraz trudno, nie będę usuwać. No, to dajesz, czekamy z niecierpliwością :)
Usuń