______________________
Padam na kolana. Patrzę na piękne, białe, czerwone i żółte kwiaty.
-Strasznie
mi ciebie brakuje Rose –mówię cichym, wręcz niedosłyszalnym szeptem. Zrywam
jedną różę. Patrzę na roślinę w milczeniu. Tak bardzo chciałabym być teraz w
domu. Zaciskam dłoń na kwiecie. Kolec wbija mi się w nią. Smużka krwi spływa mi
po ręce. Ból sprawia mi jednak ulgę. Pozwala mi to wyrazić swoje emocje. Rzadko
kiedy czuję tak wielką potrzebę bycia gdzieś.
Ze złością
rzucam różę na ziemię. Nie pozwolę żeby Kapitol mną manipulował. Nigdy. Wstaję
i przechodzę przez łąkę. Idę przed siebie. Nie mogę wspominać teraz domu. Nie
tutaj, na arenie. Tu każda chwila nieuwagi może doprowadzić mnie do śmierci.
Teraz nie powinno mnie obchodzić nic prócz walki o przetrwanie. Na rozmyślania
o domu będę miała czas jak będę umierać. Jeśli to się stanie. Bo bez walki się
nie poddam.
Opuszczam
polanę. Wraz z tym wyzwalam się od moich wspomnień. To najlepsza rzecz jaką
mogę teraz zrobić. Zapomnieć. Co się stało, to się nie odstanie. Zgłosiłam się
na Igrzyska i teraz muszę walczyć, przetrwać. Nie warto rozpamiętywać
przeszłości. To tylko sprawia niepotrzebny ból, osłabia. A na arenie trzeba być
silnym.
Szybkim
krokiem oddalam się od łąki. Przed oczami wciąż mam martwe ciało Logana. Staram
się wymazać ten obraz z pamięci, ale nie potrafię. Pewne myśli nie dają mi
spokoju. To ja go zabiłam. Przeze mnie nie żyje. Jestem potworem. Mam ochotę
płakać, jakoś odreagować to wszystko, ale powstrzymuję nachodzące do oczu łzy.
Nie dam nikomu tej satysfakcji. Co to, to nie.
Zaczyna się
ściemniać. Wchodzę na najbliższe drzewo. Spoglądam na niebo. Patrzę na nie
smutno. Po jakiś dwóch godzinach rozlegają się dźwięki hymnu. Świat wokół
jaśnieje, gdy ukazuje się godło Kapitolu. Najpierw pokazują twarz Ivana.
Następnie widzę Logana. Wizja powraca. W tym momencie wiem, że za wszelką cenę
postaram się wygrać. Zrobię wszystko żeby wrócić do domu. Część swojej nagrody
przekażę rodzicom przyjaciela. Pomogę im przeżyć. Z tymi myślami zasypiam.
***
Idę przez piękną polanę. Ptaki
śpiewają, słońce świeci. Wokół liście drzew lekko szeleszczą. Mam wrażenie, że
jestem w jakimś raju. Nagle wśród drzew dostrzegam małą postać.
-Rose –mówię z radością. Poznaję ją
po płomiennorudych włosach. Siostra odwraca się i uśmiecha się mnie promiennie.
Pokazuje ręką abym szła za nią. Kiedy tylko robię krok w jej stronę, odwraca
się i idzie przed siebie. Podążam za nią. Rozglądam się z zachwytem po
otaczającym mnie świecie. Wiewiórki biegające po drzewach. Widzę ich puszyste
ogony. Mam wrażenie, że mnie obserwują. Przede mną przebiega królik. Patrzę na
niego ze zdziwieniem. Zdaje mi się, że zwierzę przygląda mi się z niepokojem.
Jednak jestem pewna, że to tylko gra świateł. W końcu dlaczego miałby się o
mnie martwić. Przyglądam się kwiatom rosnącym w tym niesamowitym miejscu. Jest
ich mnóstwo, a każdy inny. Jedne mają lekko postrzępione płatki, inne gładkie
jak jedwab. Ileż to zagadek skrywa przyroda. Jednak im dalej idziemy, tym coraz
mniej kwiatów, a więcej kolczastych krzewów i wysokich drzew. Rose nadal
kieruje się prosto. Jej tempo marszu staje się coraz szybsze.
-Rose, poczekaj. Zwolnij trochę.
Dziewczyna nie odpowiada. W końcu
znika mi z oczu.
-Rose –pytam z niepokojem w głosie. I
wtedy ją zauważam. Widzę ją za drzewami. Robię krok w jej stronę. Wtedy moja
noga trafia na coś wodnistego. Błoto wlewa mi się do buta. Rozglądam się wokół.
Drzewa z wielkimi korzeniami sterczącymi w powietrzu. Zgniłe kłody. Na myśl
przychodzi mi jedno słowo. Bagno.
-Rose –mówię, podchodząc do siostry.
–Nie podoba mi się tutaj. Lepiej już stąd chodźmy.
Nie odpowiada. Staję tuż za nią i
kładę rękę na jej ramieniu.
-Rose –powtarzam. Wtedy się odwraca.
Ale przede mną nie stoi rudowłosa dziewczyna, tylko wysoki, czarnowłosy
chłopak. Glint. Zza pasa wyjmuje wielki nóż. Nie mogę się ruszyć. Słyszę jak
jakiś ptak śpiewa cicho jakąś groźną melodię. Glint bierze zamach i wbija nóż z
całej siły w moje serce. Czuję potworny ból.
***
Budzę się
gwałtownie i spadam z drzewa. Zapomniałam się przywiązać. Na szczęście spałam
zaledwie kilka metrów nad ziemią, ale i tak całe powietrze uchodzi z moich
płuc. Każdy mój nerw odbiera mocny ból spowodowany uderzeniem o podłoże. Wstaję
powoli, masując sobie głowę. Jak mogłam mieć tak durny sen? Moja siostra
miałaby być Glintem? To idiotyczne.
Wstaję i
chowam śpiwór do plecaka. Biorę łyka wody, powoli jem suchara. Nie mam nic
innego. Biorę łuk i strzały, i idę zapolować. Muszę mieć co jeść. Rano wiele
zwierząt spaceruje po lesie. Z łatwością zabijam jakąś wiewiórkę. Patroszę ją i
owijam mięso w folię. Będę miał na później.
Kieruję się
w stronę Rogu Obfitości, do obozu wroga. Zamierzam ich szpiegować, dowiedzieć
się co mają zamiar zrobić. Oczywiście chcę ich zabić przy pierwszej,
nadarzającej się okazji. Nie wiem czy to mądre. Mogłabym poczekać, aż sami
zaczną się zabijać, ale do tego czasu mogę być już martwa. Tak czy inaczej idę
na południe. Oddalam się od rzeki, a przybliżam do Rogu. Z każdym krokiem,
każdą minutą jestem bliższa śmierci. Mimo tych myśli, nie zwalniam. Musze tam
dojść. To właśnie moje zadanie.
Idę
bezszelestnie, najciszej jak potrafię. Nikt, nawet osoba z najlepszym słuchem
na ziemi, nie ma szans mnie usłyszeć. Co innego dostrzec. Po raz kolejny mam
wrażenie, że moja fryzura aż krzyczy „Hej, tu jestem! Zabijcie mnie!”. Moje
końcówki włosów, niezmiennie błękitne, wręcz świecą. Na tle zieleni widać je
doskonale. Ale cóż. Pinnor wiedział co robi. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Drzewa wokół
mnie rzedną. W oddali zauważam Róg Obfitości. Ostrożnie podchodzę do wielkiego
krzaka i wciskam się w środek. Ze wszystkich stron otaczają mnie gałęzie i
liście. Na głowę zakładam kaptur kurtki, aby lepiej wtopić się w tło. To
niewiele, ale musi wystarczyć. Potem zrobię sobie porządny kamuflaż. Teraz nie
jest na to odpowiedni moment.
Dokładnie
widzę całą polanę, ale jestem pewna, że mnie nie można dostrzec. Na wszelki
wypadek wyjmuję broń. Obok Rogu dostrzegam zawodowców. Jest ich tam tylko
dwójka. Wtedy, tuż obok krzaka w którym się ukrywam, przeszła pozostała trójka.
Na szczęście mnie nie zauważyli. Stają na tyle blisko, że jestem w stanie
usłyszeć o czym mówią.
-Przeszukaliście
cały teren niedaleko rzeki? –pyta Glint groźnie. A więc pamięta mój piękny skok
do wody podczas ucieczki. Na pewno powiedział o tym reszcie. Niedobrze.
-Tak.
Sprawdzaliśmy wszędzie. Wiemy, że na pewno tam była. Niedaleko rzeki
znaleźliśmy to.
Chłopak,
który to powiedział, wyjmuje z kieszeni jakieś przedmioty.
-To należało
do Ivana –mówi wskazując na małą figurkę z drewna w kształcie lwa. –A to –tu
pokazuje ładną bransoletkę. Wygląda znajomo. –To było jej.
Zerkam na
swój nadgarstek. Dopiero teraz zauważam brak ozdoby. Jak mogłam ją zgubić?
-Jeszcze
jedno. Na pewno jest lekko ranna.
-Skąd to
wiesz? –pyta Lexi podejrzliwie.
-Znalazłem
to.
Wyjął róże
całą pobrudzoną krwią.
-To jej
krew.
-Nie możesz
być tego pewny. To mógł być ktoś inny –odpowiada dziewczyna.
-To wy nie
pamiętacie?
Chłopak
patrzy ze zdziwieniem po twarzach sojuszników. Przypominam sobie naszą rozmowę.
Jestem Dave. Zaproponował mi wtedy
sojusz, a ja odmówiłam.
-Ona sama
zgłosiła się na miejsce swojej siostry.
-I co z
tego. –mówi Lexi. –To nic nie dowodzi.
-Jej siostra
ma na imię Rosalie. W skrócie Rose.
Zawodowcy
popatrzyli na niego ze zdumieniem. Ja również. Jak on to zapamiętał?
-Chcesz
powiedzieć, że..?
-Dokładnie.
Widząc różę wymiękła. Mówię wam ona jest słaba, ale przed kamerami zgrywa
twardą.
Jednak Glint
nie jest zadowolony z tego odkrycia.
-No i co z
tego, że znaleźliście kwiatek i bransoletkę?
Kazałem wam znaleźć ją!
Patrzy na
nich ze złością.
-Musi być
gdzieś blisko –próbuje wyjaśnić dziewczyna z Czwórki.
-Naprawdę?
Może być wszędzie. Wszędzie! Rozumiesz Catelyn?!
A więc tak
ma na imię. Wspomniana przez niego trybu tak tylko patrzy na chłopaka. Jej
twarz nie wyraża żadnych uczuć.
-Spokojnie
Glint, na pewno ją znajdziemy –mówi uspokajająco. –To, że nie było jej nad
rzeką nie znaczy, że jest daleko.
-Ale
smarkula wam uciekła!
Słysząc te
słowa, nieświadomie zaciskam dłoń na trzonku noża. Jestem smarkulą tak? Mam
wielką ochotę wybiec z ukrycia i zabić ich wszystkich. Mój instynkt mordercy
budzi się. Tego całego Davea zostawiłabym na sam koniec. Najpierw zdradziłby mi
dlaczego zapamiętał imię mojej siostry. Znęcałabym się nad nim dopóki nie
wyjawiłby mi prawdy.
Co ja sobie
myślę? Spokojnie Debby, nie rób nic czego w przyszłości mogłabyś żałować. Tylko
zachowaj spokój. Opanuj się dziewczyno!
-MUSIMY ją
zabić –mówi jeszcze Glint, kładąc szczególny nacisk na pierwsze słowo. –Ona NIE
MOŻE przeżyć.
Chłopak
odchodzi. Reszta oddala się od mojej kryjówki. I dobrze. Jestem cała
zesztywniała od siedzenia bez ruchu w krzakach. Cichutko wychodzę z gęstwiny i
wdrapuję się na wysokie drzewo. Akurat robi się ciemno. Wchodzę do śpiwora i
przywiązuję się mocno do gałęzi. Nie chcę zaliczyć kolejnego upadku.
Patrzę w
gwiazdy. Ciekawe czy mama i Rose mnie oglądają? Martwią się o mnie? Na pewno.
Wolałabym żeby się nie przejmowały. Byłoby prościej. Gdybym zginęła łatwiej
pogodziłyby się ze stratą. Zastanawiam się jakbym się czuła siedząc teraz w
domu i oglądając Rose na arenie. To co widzę i czuję mnie przeraża. Po raz
kolejny cieszę się, że ją zastąpiłam.
Siedzę na
gałęzi i patrzę w niebo. Próbuję zasnąć, ale sprawia mi to trudności. Całą
sprawę pogarszają głośne dźwięki hymnu i świecące godło państwa. Ale dzisiaj
nikt nie zginął. Czyli niedługo nie będzie tak miło i przyjemnie. Prawdziwe
Głodowe Igrzyska dopiero się zaczynają.
_____________________________
Mój jeden z najdłuższych rozdziałów. Mam nadzieję, że kolejne też takie będą. Dziękuję za komentarze oraz wszystkim czytelnikom. Miło jest wiedzieć, że ktoś czyta moją pracę.
Pozdrawiam wszystkich.
Clove
Ojej, jakże mi miło *_* Ciesze się, że komuś daję wsparcie i lecę pisać następną notkę. Też z dedykacją ;)
OdpowiedzUsuńWspaniałe zakończenie :D i cudny nagłówek. Oczywiście zawitasz u mnie w linkach, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń