-O mój Boże
–mówię cicho.
-Aż tak źle?
–pyta słabym głosem Logan. Czuję, że chłopak mnie obserwuję. Zmuszam się do
uśmiechu.
-Nie.
Wszystko będzie dobrze –odpowiadam drżącym głosem. Chłopak patrzy na mnie
sceptycznie.
-Zawsze
myślałem, że jesteś mistrzynią w kłamaniu, a tu proszę. Jaka niespodzianka.
Trochę mnie
tym rozbawia. Daje mi też do zrozumienia, że nie dał się nabrać.
-Powtórzę
pytanie. Tylko bez kłamstw. Czy jest aż tak źle? –pyta ponownie, patrząc mi
prosto w oczy. Z trudem wypowiadam jedno słowo.
-Tak.
Staram się
za wszelką cenę uniknąć jego spojrzenia.
-Tak
myślałem –odpowiada ze zrezygnowaniem w głosie. W końcu przenoszę na niego
wzrok. Chłopak ma zamiar wyjąć topór z rany, ale go powstrzymuję.
-Tego nie da
się zagoić –mówię ze smutkiem.
-Czy jak go
wyjmę to szybciej umrę? –pyta cicho.
-Chyba tak
–odpowiadam niepewnie. –nie znam się na takich rzeczach. To moja mama… -urywam
zdanie w połowie. Myśl o mojej rodzinie sprawia mi ból.
Szybko
otrząsam się z tych myśli. Patrzę na niego.
-Chcesz…?
–pytam, wskazując topór. Szybko potrząsa głową. Trochę mnie to dziwi. Wie, że
umrze. Ja bym wolała mieć to jak najszybciej za sobą. Siedzimy w milczeniu.
-Wiesz, że
kazałem mojej rodzinie przekazać twoim rodzicom, że będę starał się ciebie
chronić?
To dla mnie
nowa wiadomość.
-Naprawdę?
–pytam zaskoczona. Chłopak kiwa głową. Na myśl nasuwają mi się słowa, które ku
własnemu zdziwieniu, wypowiadam na głos.
-To ja
powinnam była chronić ciebie.
-Wiem.
Znów nastaje
cisza. W oddali śpiewają ptaki. Przysłuchuję się im. ich śpiew przypomina mi
dom. Niektóre związane z nim wspomnienia nie są miłe. Chociażby myśl o moim
tacie.
-Chyba już
na mnie czas –mówi nagle Logan. Patrzę na niego ze strachem.
-To koniec?
–pytam, widząc, że zamierza wyjąć topór z ciała. Mówi tylko jedno słowo.
-Tak.
Wyjmuje
narzędzie i momentalnie zalewa się krwią. Musiał mieć przeciętą którąś z
tętnic. Kiedy umiera, chłopak patrzy mi w oczy.
-Wygraj to.
Z tymi
słowami umiera. Widzę jak uchodzi z niego życie. Po chwili słychać wystrzał
armatni.
-Przepraszam
–mówię cicho. Zabieram swoje rzeczy i szybko odchodzę.
Nagle
wszystko wokół milknie. Ptaki cichną, zwierzęta uciekają, nawet wiatr przestaje
wiać. Po chwili wszystko wraca do życia. A ja wiem, że Logana już nie ma.
Szybkim
krokiem kieruję się w stronę rzeki. Docieram tam kiedy nastaje noc. Siadam przy
wodzie. Na niebie ukazuje się godło Panem, słychać hymn. Ukazują się dwie
twarze. Logana i Ivana. Dwóch osób które nie żyją przeze mnie.
Patrzę na
swoje odbicie w wodzie. Po policzkach spływają mi łzy.
-Przepraszam
–mówię cicho. –Przepraszam.
***
Budzę się na
ziemi przy wodzie. Dziwię się, że jeszcze żyję. To co zrobiłam wczoraj nie było
mądre. Zjadam małe śniadanie złożone z kilku jagód i łyka wody z rzeki. Nie
mogę zmusić się do spożycia czegoś jeszcze. Mam wrażenie, że każdy, nawet
najmniejszy kęs pęcznieje mi w ustach. Zabiłam swojego przyjaciela. Nie mogę o
tym zapomnieć.
Wstaję,
zabieram swoje rzeczy i przechodzę przez rzekę. Wspinam się po skalnej ścianie
i wchodzę na ląd po drugiej stronie. Idę w prawo, na razie nie chcę zbliżyć się
do zawodowców. Najpierw zapoluję.
Idę przez
jakieś pół godziny. Nagle drzewa rzedną i staję na okrągłej polanie. Całą jej
powierzchnię obrastają róże. Wiem, że to nie przypadek. Przed oczami ukazuje mi
się Rose. Organizatorzy zrobili to specjalnie. Zasadzili tu kwiaty na cześć
których moja siostra dostała imię. Siostra za którą poszłam na Głodowe
Igrzyska. Za którą jestem gotowa umrzeć.
Rozglądam
się po polanie. To wszystko po to aby pokazać ludziom jaka jestem słaba.
Pięknie, szkoda, że tak krótko :< Ale u mnie też się notki skróciły, więc rozumiem :P
OdpowiedzUsuńCiekawe i smutne. Ech, a ja mam taki paskudny nastrój. Ale to dobrze o tobie świadczy, że potrafisz wywoływać w czytelnikach emocje. Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńJak już mówiłam wcześniej, akcja bardzo zbliżona do oryginału - tu Logan tam - Rue.
OdpowiedzUsuńMary