niedziela, 2 września 2012

ROZDZIAŁ 9

Budzę się w środku nocy. Próbuję zasnąć, ale mi się nie udaje. Patrzę na zegarek stojący na stoliku obok łóżka. Jest po drugiej. Wstaję i idę do łazienki. Przyglądam się swojemu odbiciu. Wyglądam  na bardzo zmęczoną, ale tak się nie czuję. Wychodzę z pokoju. Z salonu biorę kartkę papieru i ołówek. Siadam na jednym z foteli, kładę kartkę na stół i rysuję. Od kilku lat tego nie robiłam. Nie miałam możliwości.
Po kilku minutach mam rysunek fragmentu areny. Nie wiem czemu to rysuję. Na tym obrazku jest wielki las tętniący życiem. Biorę kolejną kartkę i rysuję ośnieżone góry. Po godzinie mam kilka rysunków areny. Tak to sobie wyobrażam. Na jednym jest wielkie bagno, na innym pustynia, a na kolejnym łąka. Mam przed sobą rysunki wielu możliwości wyglądu areny. Biorę je wszystkie do pokoju. Siadam na łóżku. Teraz zaczynam się zastanawiać co dla nas przygotowali. Mam nadzieję, że będzie drewno do robienia ognisk. Na pewno będą jakieś drzewa. Ludzie z Kapitolu uważają, że na pustkowiach Igrzyska za szybko się kończą. Kładę się na łóżku i momentalnie zasypiam.
***
Budzi mnie pukanie do drzwi. Zauważam, że moje nogi wystają poza łóżko. Musiałam zasnąć siedząc. Nie pamiętam dokładnie co się działo w nocy. Kiedy widzę na stole moje rysunki przez chwilę nie wiem co one tutaj robią. Szybko sobie przypominam.
Wstaję, myję zęby i ubieram się w strój na szkolenie. Idę do jadalni. Siadam przy stole i nakładam sobie dużo jedzenia. Pije sok pomarańczowy i proszę awoksa o przyniesienie mi truskawek. Zawsze chciałam ich spróbować. Są to czerwone owoce o łagodnym, słodkim smaku.
-Dziś idziecie na szkolenie zaraz po śniadaniu –informuje nas Dixi.
Kiedy kończę, podchodzę do windy i jadę na dół. Na salę wchodzę jako jedna z pierwszych. Postanawiam potrenować strzelanie z łuku. Nigdy nie byłam w tym dobra, muszę poćwiczyć. Staram się nie zwracać na nikogo uwagi. Zauważam, że Glint –chłopak z którym wdałam się w kłótnię, nadal jest na mnie zły. Nie obchodzi mnie to, ale czuję na sobie jego wzrok. Wcale mi to nie pomaga. Nakładam strzałę na cięciwę, celuję i strzelam. Mam szczęście, bo trafiam w sam środek. Teraz celuję w tarczę stojącą dalej niż ta do której przed chwila strzelałam. Ma ona kształt człowieka. Celuję w głowę. Wypuszczam strzałę i znowu trafiam w sam środek. Nigdy tak dobrze nie strzelałam z łuku. Na polowaniach zawsze trafiałam zwierzę, ale niekoniecznie tam gdzie chciałam.
Ćwiczę strzelanie jeszcze przez jakieś pół godziny. Następnie kieruję się do stanowiska kamuflażu. Na pewno się przyda. Trener uczy mnie jak stworzyć przebranie ze splecionych roślin. Bardzo mnie interesuje kamuflaż. Przez godzinę rozmazuję na ciele różne porcje błota i soku z najprzeróżniejszych owoców. Szybko się uczę. To dobrze bo za trzy dni wkraczamy na arenę. Trochę denerwuje mnie chłopak z Cwórki, ten który proponował mi sojusz. Czuje, że uważnie mi się przygląda. Na pewno chce wiedzieć czemu Finnick Odair kazał mu zawrzeć ze mną sojusz. 
Podczas lunchu dosiada się do mnie Logan. Patrzy przez chwile na zawodowców.
-Naprawdę zaproponowali ci sojusz?
Przytakuję. Powoli przeżuwam bułkę.
-Dlaczego odmówiłaś?
Patrzę na niego.
-Bo uważam to za zdradę. Każdy trybut który nie jest z Jedynki, Dwójki lub Czwórki raczej za nimi nie przepada.
-To nie ich wina, że się urodzili w takim, a nie innym dystrykcie.
Jak on dziwnie rozumuje. Na wszelki wypadek nic nie odpowiadam. Dobrze, że się nie znamy. Może jak będę musiała go zabić przyjdzie mi to łatwiej. Co ja sobie myślę? Nie zabiję go. Przecież to syn przyjaciółki mojej mamy. Mam nadzieje, że ktoś inny go zabije.
Szybko idę z powrotem do sali. Postanawiam zająć się rozpoznawaniem roślin. Części z nich nigdy nie widziałam. Dużo jest roślin wodnych. Szybko zapamiętuję ich nazwy, czy są trujące czy jadalne. Jak na razie nic się nie dzieje.
Idę poćwiczyć wspinaczkę. Z łatwością wchodzę na sam szczyt ściany. Wiedziałam, że nie sprawi mi to większych trudności. Przez całe życie wspinałam się na drzewa. Postanawiam trochę popodnosić ciężary. Siła na pewno się przyda.
Do końca treningu podnoszę coraz to cięższe rzeczy. Kiedy idę do windy, ręce mi się trzęsą. Wciskam przycisk z numerem pięć. Kiedy drzwi windy się otwierają szybko idę do stołu. Jestem strasznie głodna. Jem mało, bo nie mogę opanować drżenia rąk. Moje mięśnie są zbyt zmęczone.
-Jak wam poszedł trening? –pyta Greg.
-Świetnie –mówię. –Z nikim się nie pokłóciłam. Uważam to za sukces.
Przez chwilę milczę. Nawet nie jem.
-Trochę poćwiczyłam kamuflaż, strzelanie z łuku. Przez drugą połowę podnosiłam ciężary –dodaję. Widzę, że mentor jest zadowolony.
Nim cokolwiek powie, wstaję i idę do pokoju. Myje się i wchodzę pod kołdrę. Zasypiam myśląc o Rose.

1 komentarz: