niedziela, 2 września 2012

ROZDZIAŁ 8

Rano budzi mnie Dixi. Szybko się ubieram i idę na śniadanie. W jadalni zastaję Grega i Logana. Siadam przy stole i nakładam sobie jedzenie. Mniej więcej w połowie posiłku słyszę głos mentora.
-Dziś pierwszy dzień szkolenia. Nauczcie się czegoś nowego. Nie rozmawiajcie z nikim.
-Dlaczego? –pytam. Jak rozmowa może mi zaszkodzić?
-Możecie rozmawiać, tylko bądźcie mili. Nie róbcie sobie wrogów.
Kiwam głową i jem dalej. Wrogów. Już jesteśmy wrogami. Żadna rozmowa tego nie zmieni.
Kiedy kończę idę do swojego pokoju.
-O dziesiątej spotykamy się przy windzie! –krzyczy Dixi.
Super, mam dwie godziny dla siebie. 
Siadam na łóżku i bawię się oknami. Zaczyna mi się nudzić. Wolałabym być już na treningu. Coś by się działo. Ubieram się w przygotowany już strój na szkolenie. Każdy ma taki sam.Kilka minut po dziesiątej jadę z Dixi na trening. Nie obchodzi mnie to, że przychodzę na salę ostatnia.
Kiedy się zjawiam, kobieta o imieniu Atala zaczyna mówić. Nie słucham jej. Kiedy kończy, idę poćwiczyć walkę wręcz. Nawet nieźle mi idzie. Ktoś do mnie podchodzi.
-Spadaj mała –mówi. To jakiś chłopak.
-Nie. Będę tu ćwiczyć ile będę chciała.
Odwracam się. Chłopak jest tak ze trzy razy większy ode mnie. Nie robi to na mnie wrażenia. Nadal stoję tam gdzie stałam. To wyraźnie zdenerwowało chłopaka.
-Albo stąd pójdziesz, albo tego pożałujesz.
-Nie sądzę.
Odwracam się. Za plecami słyszę świst powietrza więc robię unik. Pięść chłopaka przelatuje mi nad głową.
-Następnym razem bardziej się postaraj –mówię jednocześnie się odwracając w jego stronę. Prowokuję go. Mam świadomość, że na arenie będzie się chciał zemścić. Ale mam to gdzieś.
Ktoś odciąga chłopaka, a ja nadal spokojnie ćwiczę walkę wręcz. Kiedy patrzę w prawo widzę chłopaka, jednego z zawodowców. Chłopak mi się przygląda, a na jego twarzy dostrzegam cień uznania.
Chodzę od stanowiska do stanowiska. Kiedy zbliża się pora lunchu kieruję się w stronę jadalni. Siadam sama przy małym stoliku. Nie mam ochoty na żadną rozmowę. Chcę się skupić na trenowaniu.
Kiedy jestem przy stanowisku z wiązaniem węzłów, ktoś do mnie dołącza. To ten sam chłopak który się na mnie patrzył.
-Widziałem twoją kłótnię z Glintem.
Nic nie odpowiadam. Nie mam ochoty zadawać się z zawodowcami. Poradzę sobie sama. Zresztą nie liczę na powrót do domu. Nie zwracam uwagi na chłopaka, ignoruję go. Kidy kończę  wiązać węzeł widzę, że chłopak zrobił takich kilka. Pewnie jest z Czwórki.
-Ty jesteś Debby tak?
Skąd on zna moje imię? Zapamiętał je z dożynek, czy dowiedział się od mentora?
Kiwam głową.
-Jestem Dave. Słuchaj Debby, pomyślałem sobie, że może będziesz chciała…
-Nie –przerywam mu. –Nie będę zawierała z wami sojuszu. Rozumiesz?
Odchodzę. Kieruję się do stanowiska z ogniskami.
Uczę się rozpalać je za pomocą krzemieni. Sojusz. Głupota. Poradzę sobie sama. Ciekawe dlaczego pytał się mnie, czy chcę do nich dołączyć? Przecież jest tu mnóstwo innych, silniejszych ode mnie osób.
Kiedy trening się kończy, szybko idę w stronę wind. Jadę na górę i idę prosto do jadalni. Siadam przy stole. Po chwili przychodzi Logan i Dixi.
-Gdzie jest Greg? –pytam. Cieszę się, że go nie ma, ale zastanawiam się dlaczego.
-Nie mam pojęcia –odpowiada Dixi. Nakładam sobie jedzenie. Z windy wychodzi mentor. Jest wściekły. Siada naprzeciwko mnie.
-Coś ty zrobiła? –pyta ze złością.
-O co ci chodzi?
Czemu jest na mnie wkurzony?
-Rozmawiałem z Finnikiem, mentorem tych z Czwórki. Po otwarciu powiedział mi, że bardzo mu się spodobałaś. Kazał swoim trybutom zawrzeć z tobą sojusz. Bardzo mnie to ucieszyło. A przed chwilą się dowiedziałem, że pokłóciłaś się z chłopakiem z Dwójki i, że nie zgodziłaś się na sojusz!
-No i co z tego! Nie zamierzam się z nimi zadawać!
-Robisz wielki błąd. Miałaś szansę przeżyć, ale teraz wiesz kogo zawodowcy wybiorą na swoją pierwszą ofiarę? Ciebie!
-Poradzę sobie sama!
-Jeszcze zobaczymy jak sobie radzisz bez sponsorów, bo ja nie zamierzam przesyłać ci prezentów!
-Świetnie! –mówię wstając. –Świetnie! Poradzę sobie bez nich!
Idę do pokoju.
-Ale, gdzie ty idziesz? –pyta się Dixi. –Nie zjadłaś nawet kolacji.
-Nie jestem głodna.
Zamykam drzwi i siadam na łóżku. Prezenty. Po co mi prezenty? Udowodnię im, że potrafię radzić sobie sama. Myję się i wchodzę pod kołdrę. Przeżyję. Uda mi się. Jestem silna.

5 komentarzy:

  1. Ok, postanowiłam to napisać. Wreszcie. Ponieważ zauważyłam duże podobieństwo między naszymi blogami. Po pierwsze, jeżeli chodzi o nagłówek, ale z tym poradziłam już sobie, zmieniając kolorystykę. I to "The story about...". Ale nic, zignorowałam to. Niedawno przeczytałam twój rozdział, w którym wspominasz: "My, ludzie z dystryktów harujemy po to, aby pupile Kapitolińczyków mogły zjeść lekkiego kurczaka odpowiadającego jego diecie". Na moim blogu, kilka dni wcześniej pojawiło się zdanie: "Naprawdę, bardzo dużo głodujących dzieci, które umierają, żebyś ty mógł zjadać codziennie delikatnego kurczaka, odpowiedniego dla twojej diety.. No, ale to też zignorowałam.
    I teraz mamy kolejne podobieństwo, niedoszłą bójkę z trybutem z zawodowców, fakt, że Debby spodobała się Finnick'owi i porzuciła sponsora, rzucała włóczniami na pierwszym treningu... Trochę tego jest.
    W pewnym sensie cieszę się, że jestem dla kogoś inspiracją, dlatego się nie wykłócam o te szczegóły. W końcu nie jestem wstanie ocenić, u ilu z nich to podobieństwo to przypadek. Po prostu chcę Ci przekazać, że świetnie piszesz, i że niekoniecznie musisz powielać moje pomysły, czy też fabułę "Igrzysk Śmierci". Tu podobieństwa też zauważyłam - pijany mentor, zgłoszenie za małą siostrę itd. Dlatego nadal będę czytać i oceniać twojego bloga, ale po prostu weź to pod uwagę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ok. część juz poprawiłam. szczerze mówiąc jak narazie można znaleźć tu dużo podobieństw do książki, ale akcja na arenie daleko będzie miała do orginału.

    OdpowiedzUsuń