wtorek, 25 września 2012

ROZDZIAŁ 14

Leżę na plecach, na ziemi przy rzece. Oddycham głęboko. W oddali słyszę ciche kroki, jednak nie są one na tyle ciche żebym nie mogła ich uchwycić. Słuch mam bowiem bardzo dobry. Łapię za łuk i naciągam strzałę na cięciwę jednocześnie się obracając. Ku mojemu zdziwieniu, przede mną stoi Logan. Na twarzy chłopaka widzę zdziwienie i strach.
-Nie ruszaj się –mówię groźnie celując w jego serce. Mimo, że mogę uznać chłopaka za swojego przyjaciela to i tak jestem gotowa się z nim zmierzyć. To arena, tutaj wszystko jest inne. Przyjaciele przestają być przyjaciółmi, rodzina się od ciebie odwraca. Logan patrzy na mnie z przerażeniem. Jednak strach po chwili znika. Jego miejsce zajmuje lekki uśmiech. Stoi naprzeciwko mnie i trzyma nóż w ręce. On też mi nie ufa.
-Odłóż broń, albo cię zabiję –mówię. Patrzę na niego z miną zabójcy. Muszę grać, żeby przeżyć. Logan lekko kręci głową z uśmiechem.
-Nie zrobiłabyś tego. Znam cię.
Patrzy na mnie ze spokojem.
-A więc wiesz o mnie zbyt mało. Nie masz pojęcia do czego jestem zdolna.
Chłopak nie reaguje. Patrzy mi prosto w oczy.
-Debby…  –mówi cicho. Te słowa sprawiają, że jestem wściekła. Traktuje mnie jak osobę słabą. Uważa, że nie będę potrafiła go zabić.
-ODKŁADAJ BROŃ, JASNE?! –wrzeszczę na całe gardło. Nie obchodzi mnie, że słyszeli te słowa wszyscy trybuci, każdy z moich przeciwników. Niech tu przyjdą, a zobaczą z kim mają do czynienia. Zastanawiam się co myśli najlepsza przyjaciółka mojej mamy, widząc, że grożę jej synowi. Moje słowa sprawiają, że stojący przede mną chłopak zaczyna traktować mnie na poważnie. Odkłada nóż na ziemię nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Jeden choć najmniejszy ruch –mówię kiedy się wyprostował –a zginiesz.
Logan kiwa głową.
-Czego chcesz? –pytam opryskliwie. Trybut wypowiada tylko jedno słowo.
-Sojuszu.
Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Sojusz? O tym nie pomyślałam.
-Zgoda.
To mówiąc odkładam łuk.
-Chodźmy już stąd –dodaję. Napełniam jeszcze butelki wodą i zabieram swoje rzeczy. Idziemy dalej na północ, oddalamy się od rzeki. Na południu rzeki było pięknie. Dużo drzew i zwierząt. Jednak im dalej na północ tym więcej krzaków. Przedzieramy się dalej. Zaczyna się robić coraz ciemniej. Wypatruję drzewa nadającego się do spędzenia na nim nocy. W końcu znajduję takie. Logan patrzy na mnie niepewnie.
-Ty zamierzasz na nim spać? –pyta z niepokojem.
-No jasne –odpowiadam bez wahania. –Zresztą… Masz jakiś lepszy pomysł?
Nie czekając na odpowiedź wspinam się na drzewo. Pomagam Loganowi wdrapać się na jedną z gałęzi nadającej się do spania. Ja zajęłam drugą, znajdującą się tuż obok.
-Radzę ci się przypiąć pasem do pnia –mówię.
-Dlaczego?
-Chyba nie chcesz spaść? –pytam słodko. Sama przywiązuję się liną. Robi się całkiem ciemno. Na niebie pojawia się godło Kapitolu, słychać hymn. Na niebie nie pojawia się żadna twarz. To znaczy, że dziś nikt nie zginął i widzowie są znudzeni. Niedobrze.
-Jak ci się udało przeżyć? –słyszę głos Logana. Dziwię się.
-O co ci chodzi? –pytam.
-Odniosłem wrażenie, że wszyscy wzięli cię na swój pierwszy cel. Jak to zrobiłaś?
-Uciekłam. Najpierw wzięłam broń i zwiałam. Chyba nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Chłopak nie odpowiada. Sama się nad tym wcześniej nie zastanawiałam. Czy naprawdę zawodowcy uznali, że trzeba się mnie pozbyć? Że stanowię zagrożenie? Patrzę w niebo. Na myśl przychodzi mi wiele pytań. Możliwe, że nigdy nie uzyskam na nie odpowiedzi. Zasypiam z lekkim uśmiechem na twarzy. Pierwszy cel, tak?

3 komentarze:

  1. Świetne. Czekam na następne, ale spoko, na razie też nie mam za dużo czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chcę więcej!! Błagam cię, pisz szybciej!

    OdpowiedzUsuń