poniedziałek, 17 września 2012

ROZDZIAŁ 13

Gdy tylko słyszę dźwięk gongu zaczynam biec. Wszystko przestaje istnieć. Liczy się tylko to, żebym zdążyła dobiec na czas. Łapie za jakiś plecak i w biegu go zakładam. Docieram do Rogu Obfitości. Biorę kilka noży, łuk i strzały. Odwracam się. Mam już to po co przybiegłam. Mam zamiar uciekać, ale drogę zastępuje mi jeden z zawodowców. Chłopak bierze zamach nożem, ale robię unik. Ostrze mija mnie o włos. Odwracam się i biegnę najszybciej jak potrafię. Nie sądzę żeby ktoś miał zamiar mnie gonić. Wbiegam między drzewa. Uciekam, była jak najdalej od Rogu. Mam zamiar znaleźć wodę, zapolować.
Biegnę przez jakąś godzinę. Potem zaczynam iść. Lekko bolą mnie nogi, ale nie zwracam na to uwagi. W marszu wkładam noże do plecaka. Zakładam, że kieruję się na północ, przynajmniej tak mi się zdaje. Nigdy nie byłam dobra w określaniu kierunków. Jednak pozycja słońca na to wskazuje. Dopiero teraz zwracam uwagę na otoczenie. Znajduję się w pięknym lesie liściastym, tętniącym życiem. Jest tu dużo krzaków jagód. Jednak są to łykołaki. Nawet odrobina ich soku mogłaby mnie zabić. Bardzo podoba mi się to miejsce. Wokoło latają wielobarwne motyle, małe kolorowe ptaki. Po drzewach biegają rude wiewiórki i inne gryzonie. Ale to arena. Tutaj wszystko jest przeciwko tobie. Po kolejnych dwóch godzinach marszu stwierdzam, że czas zapolować. Idę poszukać zwierzyny. Bez problemu zabijam królika. Patroszę go, zdejmuję skórę. Zawijam go w liście i wkładam do plecaka. Zamierzam go upiec, ale dopiero o zmierzchu. Wtedy ani ogień ani dym nie będą widoczne. Wędruję dalej w poszukiwaniu wody. Nadal jej nie znalazłam. W pobliżu nie widać też żadnych owoców. Postanawiam zebrać drewno na ognisko. Nagle cisze rozrywają armatnie wystrzały. Każdy z nich oznacza jednego martwego trybuta. Liczę je. Dziesięć. Więc dziś zginęło dziesięć osób. Zaczyna się ściemniać. Sprawnie rozpalam ognisko i piekę kurczaka. Gaszę płomienie. Wdrapuję się na jedno z drzew. Znajduję gruby konar. Nadaje się aby przenocować na nim. Siadam i otwieram plecak. Mam  w nim zwój grubej, mocnej liny, dwa pojemniki na wodę, oczywiście bez niej, paczkę krakersów, śpiwór i okulary. Poznaję je. To noktowizory. Dzięki nim w nocy będę wszystko widziała. Na pewno mi się kiedyś przydadzą. Wyjmuję śpiwór i wchodzę do niego. Zawiązuję się liną wokół gałęzi, aby w nocy nie zaliczyć upadku. Plecak wpycham między nogi. Tam trafiają też łuk i kołczan ze strzałami. Mam ich równy tuzin. Nie jest mi wygodnie, ale przynajmniej jestem bezpieczna. W miarę bezpieczna. Ze wszystkich stron okrywają mnie liście. Ciemne ubranie i śpiwór również ciężko będzie dostrzec. Wyjątkiem są moje błękitne końcówki włosów. Są jak radar, wręcz świecą w ciemności. Chowam je pod kaptur i leżę. Słyszę hymn. Na niebie pojawia się godło Panem. Pokazują twarze zabitych. Chłopak z trójki, para z szóstki, chłopak z siódemki, dziewczyna z ósemki, para z dziesiątki, dziewczyna z jedenastki i oboje z dwunastki. Z ulgą zauważam, że Logan żyje. Więc jemu też się udało. Ale przeżyli wszyscy zawodowcy. W nocy będą szukać tych co przetrwali ten dzień. Czyli również mnie. Kładę się w najwygodniejszej pozycji i zmęczona szybko zasypiam.
***
Budzę się wcześnie rano. Rozwiązuję sznur i wychodzę ze śpiwora. Wkładam go wraz z liną do plecaka. Zjadam kawałek królika i schodzę z drzewa. Idę przed siebie, muszę znaleźć wodę. Mam strasznie wysuszone gardło. Nadal nie znalazłam nawet kropli jakiegoś płynu ani żadnych owoców. Myślę, że mam sponsorów, ale nie zamierzam prosić Grega o pomoc. Duma mi na to nie pozwala. Powiedziałam, że poradzę sobie sama i tak będzie. Po drodze zabijam kolejnego królika, których tutaj pełno. A to oznacza, że gdzieś niedaleko musi być woda. One też przecież ją piją. Zmęczona chodzeniem siadam na kamieniu. Muszę trochę odpocząć. Nagle słyszę szum liści. Na moje nieszczęście z krzaków wychodzi Glint –chłopak z którym pokłóciłam się w pierwszym dniu szkolenia. Od razu mnie zauważa. Zrywam się i zaczynam uciekać, a on biegnie za mną. Wiem, że pragnie mnie dopaść i zabić własnoręcznie. Teraz ma szansę to zrobić. Nie czeka. Bierze nóż i rzuca we mnie. Instynktownie schylam się. Narzędzie przelatuje mi nad głową i wbija się w drzewo. Wyrywam je z kory i celuję w chłopaka. nie trafiam, bo Glint robi unik. Biegnę dalej. Jestem zmęczona, ale strach dodaje mi sił. Brakuje mi wody, uciekam coraz wolniej. Jednak się nie poddaję. Nie mogę. Nie teraz. Nagle staję. Przede mną jest krawędź urwiska, a pode mną płynie głęboka rzeka. Odwracam głowę. Chłopak jest już blisko. Nie mam wyboru. Biorę głęboki wdech i skaczę. Wpadam do lodowatej wody, która wlewa mi się do nosa. Wypływam na powierzchnię i łapię powietrze. Zaczynam płynąć z prądem, byle jak najdalej od Glinta. Za sobą słyszę jego krzyk.
-Jeszcze cie dopadnę!
Chłopak nie ryzykuje. Nie skacze, po prostu odchodzi. Wyłapuje z wody strzały i podpływam do brzegu. Z trudem wdrapuję się na ląd. Jest mi strasznie zimno, zmęczone mięśnie drżą. Kładę się na plecach. Jestem zadowolona. Udało mi się. Jeszcze żyję. Pokazałam Gregowi, że potrafię o siebie zadbać. Że nie poddaję się bez walki i nie boję się ryzyka. Na razie żyję, ale kto wie co będzie jutro. Jestem w pełni świadoma, że to dopiero początek moich kłopotów.

3 komentarze:

  1. [Blog dodany do Katalogu, pojawi się w Aktualizacji 014]

    Tajemniczy Ogród

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog został dodany do kolejki na Teatralna-Nagana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi sie w jaki sposob piszesz.Kiedy nastepny rodzdial?

    OdpowiedzUsuń