Biegnę przez jakąś godzinę. Potem zaczynam iść. Lekko bolą mnie
nogi, ale nie zwracam na to uwagi. W marszu wkładam noże do plecaka. Zakładam,
że kieruję się na północ, przynajmniej tak mi się zdaje. Nigdy nie byłam dobra
w określaniu kierunków. Jednak pozycja słońca na to wskazuje. Dopiero teraz
zwracam uwagę na otoczenie. Znajduję się w pięknym lesie liściastym, tętniącym
życiem. Jest tu dużo krzaków jagód. Jednak są to łykołaki. Nawet odrobina ich
soku mogłaby mnie zabić. Bardzo podoba mi się to miejsce. Wokoło latają
wielobarwne motyle, małe kolorowe ptaki. Po drzewach biegają rude wiewiórki i
inne gryzonie. Ale to arena. Tutaj wszystko jest przeciwko tobie. Po kolejnych
dwóch godzinach marszu stwierdzam, że czas zapolować. Idę poszukać zwierzyny.
Bez problemu zabijam królika. Patroszę go, zdejmuję skórę. Zawijam go w liście
i wkładam do plecaka. Zamierzam go upiec, ale dopiero o zmierzchu. Wtedy ani
ogień ani dym nie będą widoczne. Wędruję dalej w poszukiwaniu wody. Nadal jej
nie znalazłam. W pobliżu nie widać też żadnych owoców. Postanawiam zebrać
drewno na ognisko. Nagle cisze rozrywają armatnie wystrzały. Każdy z nich
oznacza jednego martwego trybuta. Liczę je. Dziesięć. Więc dziś zginęło
dziesięć osób. Zaczyna się ściemniać. Sprawnie rozpalam ognisko i piekę
kurczaka. Gaszę płomienie. Wdrapuję się na jedno z drzew. Znajduję gruby konar.
Nadaje się aby przenocować na nim. Siadam i otwieram plecak. Mam w nim zwój grubej, mocnej liny, dwa pojemniki
na wodę, oczywiście bez niej, paczkę krakersów, śpiwór i okulary. Poznaję je. To
noktowizory. Dzięki nim w nocy będę wszystko widziała. Na pewno mi się kiedyś
przydadzą. Wyjmuję śpiwór i wchodzę do niego. Zawiązuję się liną wokół gałęzi,
aby w nocy nie zaliczyć upadku. Plecak wpycham między nogi. Tam trafiają też
łuk i kołczan ze strzałami. Mam ich równy tuzin. Nie jest mi wygodnie, ale
przynajmniej jestem bezpieczna. W miarę bezpieczna. Ze wszystkich stron
okrywają mnie liście. Ciemne ubranie i śpiwór również ciężko będzie dostrzec. Wyjątkiem
są moje błękitne końcówki włosów. Są jak radar, wręcz świecą w ciemności. Chowam
je pod kaptur i leżę. Słyszę hymn. Na niebie pojawia się godło Panem. Pokazują twarze
zabitych. Chłopak z trójki, para z szóstki, chłopak z siódemki, dziewczyna z
ósemki, para z dziesiątki, dziewczyna z jedenastki i oboje z dwunastki. Z ulgą
zauważam, że Logan żyje. Więc jemu też się udało. Ale przeżyli wszyscy
zawodowcy. W nocy będą szukać tych co przetrwali ten dzień. Czyli również mnie.
Kładę się w najwygodniejszej pozycji i zmęczona szybko zasypiam.
***
Budzę się
wcześnie rano. Rozwiązuję sznur i wychodzę ze śpiwora. Wkładam go wraz z liną
do plecaka. Zjadam kawałek królika i schodzę z drzewa. Idę przed siebie, muszę
znaleźć wodę. Mam strasznie wysuszone gardło. Nadal nie znalazłam nawet kropli
jakiegoś płynu ani żadnych owoców. Myślę, że mam sponsorów, ale nie zamierzam
prosić Grega o pomoc. Duma mi na to nie pozwala. Powiedziałam, że poradzę sobie
sama i tak będzie. Po drodze zabijam kolejnego królika, których tutaj pełno. A to
oznacza, że gdzieś niedaleko musi być woda. One też przecież ją piją. Zmęczona chodzeniem
siadam na kamieniu. Muszę trochę odpocząć. Nagle słyszę szum liści. Na moje
nieszczęście z krzaków wychodzi Glint –chłopak z którym pokłóciłam się w
pierwszym dniu szkolenia. Od razu mnie zauważa. Zrywam się i zaczynam uciekać,
a on biegnie za mną. Wiem, że pragnie mnie dopaść i zabić własnoręcznie. Teraz ma
szansę to zrobić. Nie czeka. Bierze nóż i rzuca we mnie. Instynktownie schylam
się. Narzędzie przelatuje mi nad głową i wbija się w drzewo. Wyrywam je z kory
i celuję w chłopaka. nie trafiam, bo Glint robi unik. Biegnę dalej. Jestem zmęczona,
ale strach dodaje mi sił. Brakuje mi wody, uciekam coraz wolniej. Jednak się nie
poddaję. Nie mogę. Nie teraz. Nagle staję. Przede mną jest krawędź urwiska, a
pode mną płynie głęboka rzeka. Odwracam głowę. Chłopak jest już blisko. Nie mam
wyboru. Biorę głęboki wdech i skaczę. Wpadam do lodowatej wody, która wlewa mi się
do nosa. Wypływam na powierzchnię i łapię powietrze. Zaczynam płynąć z prądem,
byle jak najdalej od Glinta. Za sobą słyszę jego krzyk.
-Jeszcze cie
dopadnę!
Chłopak nie
ryzykuje. Nie skacze, po prostu odchodzi. Wyłapuje z wody strzały i podpływam
do brzegu. Z trudem wdrapuję się na ląd. Jest mi strasznie zimno, zmęczone
mięśnie drżą. Kładę się na plecach. Jestem zadowolona. Udało mi się. Jeszcze żyję.
Pokazałam Gregowi, że potrafię o siebie zadbać. Że nie poddaję się bez walki i
nie boję się ryzyka. Na razie żyję, ale kto wie co będzie jutro. Jestem w pełni
świadoma, że to dopiero początek moich kłopotów.
[Blog dodany do Katalogu, pojawi się w Aktualizacji 014]
OdpowiedzUsuńTajemniczy Ogród
Twój blog został dodany do kolejki na Teatralna-Nagana.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie w jaki sposob piszesz.Kiedy nastepny rodzdial?
OdpowiedzUsuń