-Ty też nie
możesz spać?
Kiwam głową.
Jak można spać przed takim dniem? Siedzę na parapecie i patrzę w przestrzeń
przede mną. Nie mogę przestać myśleć o tym, że za kilka godzin mogę być już
martwa. To mnie przeraża.
-Na pewno
nas zaskoczą.
Spodziewałam
się takiej odpowiedzi. Tylko organizatorzy wiedzą co znajduje się na arenie. I
jakie pułapki zastawili. Chłopak wstaje.
-Ja już
pójdę –mówi. –Nie wiem jak ty, ale ja wolę się wyspać.
Odchodzi.
Siedzę na parapecie i patrzę na ludzi na ulicach. Jak mogą się cieszyć, że ktoś
zginie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
***
Rano budzi mnie Pinnor.
-Chodź
Debby. Za chwilę wyruszamy.
Wstaję,
ubieram się w pierwszą lepszą sukienkę. Stylista prowadzi mnie na wielkie
lotnisko. Czeka tam na nas poduszkowiec. Kiedy tylko dotykam szczebli drabinki,
prąd przez nią płynący unieruchamia mnie. Zostaję wciągnięta na pokład. Obok
mnie staje kobieta ze strzykawką w dłoni.
-Debby, mam
tu twój lokalizator. Nie ruszaj się, a umieszczę go szybko w twoim ramieniu.
Tak jakbym
mogła się poruszyć. Czuję nieprzyjemne ukłucie. Lokalizator zostaje umieszczony
głęboko w moim ramieniu. Znów odzyskuję możliwość ruchu. Pinnor prowadzi mnie
do sąsiedniego pomieszczenia. Jest tam stół pełen jedzenia. Od razu zabieram
się za jedzenie. Muszę się najeść przed wyjściem na arenę. Siadam na fotelu i
czekam. Po mniej więcej godzinie drogi szyby się zaciemniają. To znak, że
dojeżdżamy na miejsce. Staję obok stylisty.
***
W otoczeniu Strażników Pokoju idę
długim korytarzem mieszczącym się pod areną. Dochodzimy do mojej komory
przygotowawczej. To tam dostanę mój strój na arenę. Stamtąd na nią trafię.
Wchodzę do małego pomieszczenia. Jako pierwsza i jako ostatnia z niej
korzystam. Każda arena jest używana tylko raz. Potem Kapitolińczycy potem je
zwiedzają. Niektórzy spędzają na nich wakacje. Na małym stoliku leży pakunek. Otwieram
go. Jest tam bluzka z krótkim rękawkiem, kurtka i spodnie. Na ziemi leżą
skórzane buty. Wraz z pomocą Pinnora przebieram się. Wszystko pasuje idealnie.
-Wszystko
pasuje? –pyta stylista cicho.
-Tak. Idealnie.
Staję koło
niego. Zaczynam się lekko trząść. Pinnor daje mi szklankę wody. Piję ją małymi
łyczkami. Po kilku minutach kobiecy głos oznajmia, że już czas. Stylista przytula
mnie mocno.
-Wierzę w
ciebie Debby. Poradzisz sobie.
Podchodzę do
metalowej tarczy.
-Dziękuję –mówię.
–Za wszystko.
Opada szklany
cylinder i oddziela mnie od stylisty. Przez chwilę nic się nie dzieje. Zaciskam
dłoń na szmaragdowej gwiazdce. W tym momencie unoszę się na metalowej tarczy. Najpierw
dzienne światło mnie oślepia, jednak szybko się do niego przyzwyczajam. Naprzeciwko
mnie jest Róg Obfitości. Wokół rozciąga się las. Słyszę głos Claudiusa Templesmitha.
-Panie i
panowie, siedemdziesiąte drugie Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!
Sześćdziesiąt
sekund. Tyle musimy stać na metalowych tarczach. Jeśli ktoś z nich zejdzie miny
przeciwlotnicze wyrzucą go w powietrze. Czekamy na gong. Rozglądam się dookoła.
Przygotowuję się do biegu. Rozlega się dźwięk gongu.
Świetne. Ale błagam, daj opis areny! *.*
OdpowiedzUsuń