sobota, 8 września 2012

ROZDZIAŁ 11

Budzę się wcześnie rano. Nadal jestem zła. To głupie, wiem, ale nic tego nie zmieni. Wchodzę pod prysznic. Ustawiam wodę na lodowatą. Muszę się rozbudzić. Wychodzę, trzęsąc się cała. Z ulgą się wycieram. Podchodzę do szafy. Wybieram krótka sukienkę w kolorze jasnozielonym z żółtym paskiem. Robię sobie małego koczka. 
Wychodzę z pokoju, idę coś zjeść. Siadam naprzeciwko Grega, ale go ignoruję. Jem, nic nie mówię. Dixi prowadzi przyjazną rozmowę z Loganem. Mentor również się nie odzywa. Kończę śniadanie, chcę iść do pokoju, ale zatrzymuje mnie Dixi. Siadam na miejscu i czekam.
-Nadal się złościsz kochanie? –pyta Greg uśmiechając się lekko. Patrzę na niego spode łba. Zawsze to robię kiedy mnie tak nazywa. To go rozśmieszyło.
-Za chwilę zacznie się szkolenie. Każdy z was spędzi cztery godziny z Dixi, ucząc się prezentacji. Drugie tyle spędzicie ze mną na nauce mówienia.
Nie jestem tym zachwycona. Mentor to zauważa.
-Nie myśl, że tylko ciebie smuci ta wiadomość, kochanie.
Faktycznie, w jego oczach widzę niechęć. Do mnie. Więc on też jest jeszcze zły.
Dixi wstaje.
-Chodź Debby –mówi. –Pójdziemy poćwiczyć do twojego pokoju.
Podążam za nią. Gdy tylko wchodzimy, opiekunka kieruje się w stronę szafy. Wyciąga długą suknię i każe mi ją ubrać. Wykonuję polecenie. Potem zakładam buty na co najmniej piętnastocentymetrowym obcasie. Przez godzinę uczę się chodzić w tym stroju. Suknię muszę podciągać, ale najwyżej do kostek. Buty nie są takie złe szybko opanowuję chodzenie w nich, ale sukienka sprawia problemy. Następnie Dixi pokazuje mi jak chodzić, uśmiechać się, gestykulować, siadać i nawiązywać kontakt wzrokowy. Po upływie czterech godzin, jestem wykończona, mięśnie na policzkach mi drżą od ciągłego uśmiechania się.
Wchodzę do jadalni. Stół jest już zastawiony, potrawy czekają, aby je zjeść. Z ochotą zabieram się do nakładania potraw. Dosiadają się do mnie Logan z Gregiem. Są w całkiem niezłych humorach. Mimo to nie wierzę, że nauka mówienia może być przyjemniejsza. Po obiedzie idę za mentorem do salonu. Siadam na jednej z kanap. Mężczyzna patrzy na mnie.
-Co mam robić? –pytam niecierpliwie.
-Musisz zapamiętać jedną rzecz. Masz być złośliwa.
Kiwam głową. Greg zadaje mi mnóstwo pytań. Mam na nie odpowiadać jak wredna osoba. Dobrze mi idzie, bo właśnie taka jestem. Czasem mentor mnie poprawia. Rozmawiamy bez przerwy.
-Skup się! Wyglądasz na znudzoną!
Patrzę na niego.
-A co, dziwisz się? Gadanie jest nudne.
-Dobra, i tak to już koniec. Mam nadzieję, że dobrze wypadniesz.
Idę na kolację. Szybko zjadam i wchodzę do pokoju. Myję się i idę spać.
***
Rano budzi mnie ekipa przygotowawcza. Zabierają mnie do Centrum Odnowy. Wczorajsze próby to już przeszłość. Teraz Pinnor sprawi, że będę wyglądać spektakularnie.
Najpierw oczywiście zajmują się mną Obrius, Kaldania i Virginia. Myją mi głowę. Fryzurą zajmuje się Kaldania. Robi mi mały koczek. Powoli zbiera włosy. Jedne są ułożone luźno, inne ciasno. Tak jak na paradzie, zostawia rozpuszczone dwa kosmyki włosów. Kiedy fryzura jest gotowa, Virginia robi mi makijaż. Kiedy wszystko jest już zrobione, przychodzi Pinnor z sukienką. Każe zamknąć mi oczy. Wkładam sukienką, Obrius pomaga mi założyć buty. Orientuję się, że obcasy mają co najmniej piętnaście centymetrów wysokości.
Kiedy jestem już ubrana, prowadzą mnie do lustra. Otwieram oczy. Postać, którą widzę w lustrze, wygląda olśniewająco. Ma na sobie czarną sukienkę z dodatkiem błękitu. Sięga ona do połowy ud. Do tego błękitne szpilki. Błękitne, błyszczące cienie, złota kreska na oczach. Do tego błękitna szminka, która świeci się na złoto. Dopiero po chwili dociera do mnie fakt, że w lustrze widzę swoje odbicie.
-Dziękuję –mówię. –Ta sukienka jest piękna.
Przenoszę wzrok na buty.
-Szesnaście centymetrów –odpowiada, zanim jeszcze zadam pytanie.
Idę za nim na dół. Przy windach spotykamy Tinię i Logana. Chłopak a na sobie czarny garnitur z dodatkami błękitu. Pewnie styliści chcieli, żebyśmy do siebie pasowali. Niezbyt podoba mi się ten pomysł. Tak naprawdę to my się nawet nie znamy.
Stajemy obok innych trybutów. Każdy ma na sobie coś pięknego. Niektórzy coś bardziej spektakularnego, inni mniej. Wywiady odbywają się na scenie przed Ośrodkiem Szkoleniowym. Za chwilę trafię na scenę, stanę przed kamerami, przed publicznością. Będzie mnie oglądać całe Panem. Czas przeznaczony na wywiady spędzimy pod wielkim łukiem. Będę mówiła jako dziewiąta.
Idziemy w kierunku krzeseł i zajmujemy wyznaczone miejsca. Rozglądam się wokoło. Dla ważniejszych gości ustawiono wysoką trybunę. Pierwszy rząd zajmują styliści. Będą ich pokazywać, kiedy publiczność będzie reagowała na ich pracę. Większość balkonów zajęły ekipy telewizyjne. Trudno dostać miejsce na trybunie, więc ulice prowadzące do rynku są zatłoczone do granic możliwości. Patrzy na nas całe Panem. Dziś nie będzie żadnych ograniczeń w dostawie prądu. Nawet w dwunastce.
Na scenę wchodzi Caesar Flickerman. Co roku jest ubrany tak samo. Tylko kolor makijażu i włosów się zmienia. W tym roku jest to ciemnozielony. Na wstępie prowadzący opowiada kilka dowcipów. Zawsze tak robi. Szybko jednak zaprasza na scenę pierwszego trybuta.
-Lexi Smith!
Na scenę wchodzi ładna blondynka. Jest wysoka, ubrana w liliową sukienkę. Próbuje podbić serca publiczności. Cesar odnosi się do niej serdecznie. Jak zwykle próbuje pomóc trybutom. Każda osoba ma trzy minuty na zaprezentowanie się. Nie muszę długo czekać.
-A teraz na scenę zapraszamy uroczą Debby Teach!
Wstaje i wchodzę na scenę. Uśmiecham się. Podaję rękę Caesarowi. Siadam na fotelu.
-A więc, Debby. Wszyscy pamiętamy chwilę w której zgłosiłaś się na Igrzyska. Co czułaś?
-Wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Nigdy bym sobie nie wybaczyła gdybym się nie zgłosiła. Tym bardziej jakby siostra już nie wróciła.
-To piękne. Ale nie mówmy już o tym. Na testach zdobyłaś aż dziewięć punktów, co w takim wieku jest nie lada wyczynem. Czy powiesz nam co zrobiłaś?
Kręcę głową.
-Niestety nie zdradzę. To wbrew zasadom. Zresztą,  nie mam zamiaru powiedzieć w czym jestem dobra.
-Rozumiem. Gdybyś powiedziała to by było głupie.
Uśmiecham się.
-Myślisz, że masz szanse?
W jego głosie słychać ciekawość.
-Oczywiście. Każdy z nas ma szanse.
Kiwa głową.
-Jak myślisz, jaka będzie tegoroczna arena?
-Nie mam pojęcia. Ale wiem, że organizatorzy nas zaskoczą.
-Co ci się tu najbardziej podoba?
-Prysznice –mówię bez wahania. –Ale nie zawsze są bezpieczne.
-A to dlaczego? –prowadzący patrzy na mnie pytająco. Uśmiecham się.
-Powiem jedno. Nigdy nie wciskaj losowych przycisków.
-A co myślisz o swoim mentorze?
-Och, Greg jest cudowny –odpowiadam sarkastycznie. –Od samego początku tak mi pomaga.
Uśmiecham się złośliwie.
-Nie wiem jakbym sobie bez niego poradziła –dodaje. W moim głosie słychać ironię. Mam nadzieje, że to słyszy.
Dochodzi do mnie dźwięk brzęczyka. Wstaję.
-Przed państwem wystąpiła Debby Teach.
Idę na swoje miejsce. Na scenę wchodzi Logan. Jest zabawny, podoba się publiczności. Jednak trzy minuty szybko mijają. Po chwili siada obok mnie.
Kiedy już wszyscy trybuci skończyli odpowiadać, wstajemy aby zaśpiewać hymn. Wchodzimy do Ośrodka Szkoleniowego. Z daleka zauważam Grega. Niestety, rozmawia z Finnickiem Odairem. Mężczyźni mnie zauważają.
-No, nawet nieźle ci poszło.
Kładzie mi rękę na ramieniu. Strząsam ją. Odair przygląda się temu wesoło.
-Słyszałem, że odrzuciłaś propozycję sojuszu od mojego trybuta.
Przytakuję.
-Może jednak zmienisz zdanie? –mówi uwodzicielskim tonem. Patrzę na niego.
-Nadal nie wiem co w tobie widzą te wszystkie kobiety –odpowiadam ze złośliwym uśmiechem.
Odwracam się i idę do wind. Jem kolację. Po chwili do jadalni wchodzą Logan, Greg i Dixi. Podczas jedzenia nikt nic nie mówi. Jednak gdy kończymy jeść, nadchodzi pora pożegnania. Mocno ściskam Dixi.
-Dziękuję. Bardzo mi pomogłaś.
-Nie masz za co dziękować.
Podchodzę do mentora.
-Wiem, że cokolwiek bym nie powiedział i tak mnie nie posłuchasz. Też taki byłem. Powodzenia kochanie.
Uśmiecham się do niego i mocno przytulam. Denerwuje mnie, ale go lubię.
-Lepiej idźcie już spać –mówi Dixi. –Pamiętajcie, że w was wierzymy.
Wchodzę do pokoju. Szybko się myję i kładę spać. Już jutro mogę być martwa.

1 komentarz: