-To już ostatni
plaster. Gotowa? –pyta Kaldania. Kiwam głową i po chwili nie mam już żadnych włość
na nogach. Usunięto mi je też spod pach, z części brwi i z tułowia. Czuję się
jak kurczak, oskubany i gotowy do pieczenia.
Źle się z tym czuję. Członkowi ekipy ściągają mnie ze stołu. Stoją wokół mnie z pęsetami. Trzymają je jak broń. Są gotowi wyrwać ostatnie niechciane włoski. Po drobnych poprawkach, cieszą się ogromnie.
-Wreszcie
wyglądasz jak człowiek –mówi Obrius. Uśmiecha się szeroko.
-Idziemy po
Pinnora. Czekaj tu –mówi Virginia wychodząc, z sali.
Siadam na stole. Obok leży szlafrok, ale go nie zakładam. I tak stylista kazałby mi go zdjąć. Otwierają się drzwi. Do Sali wchodzi wysoki mężczyzna. Ma krótkie, ciemne włosy i lekki, pomarańczowy makijaż. Ma na sobie koszulę i czarne spodnie. Kojarzę go.
Siadam na stole. Obok leży szlafrok, ale go nie zakładam. I tak stylista kazałby mi go zdjąć. Otwierają się drzwi. Do Sali wchodzi wysoki mężczyzna. Ma krótkie, ciemne włosy i lekki, pomarańczowy makijaż. Ma na sobie koszulę i czarne spodnie. Kojarzę go.
-Witaj
Debby. Mam na imię Pinnor i będę twoim stylistą.
-Witaj –mówię.
–Czy ty przedtem nie byłeś stylistą Ósmego Dystryktu?
-Dobrze
pamiętasz. Tak, zajmowałem się Ósmym Dystryktem, to mój pierwszy rok w
Piątce.
Przygląda mi
się uważnie. Niechętnie wstaję ze stołu. Mężczyzna obchodzi mnie dookoła. Czuję
na sobie jego badawczy wzrok. Mam ochotę się zasłonić, być może dlatego, że nie
jest tak dziwny jak ekipa. Tamci to po prostu idioci. Kapitol tak ich zmienił.
Pinnor podaje mi szlafrok. Szybko go zakładam i idę za stylistą. Prowadzi mnie do sąsiedniego pokoju. Jedna ze ścian to wielkie okno. Siadam na jednej z trzech kanap, stojących wokół stolika. Mężczyzna zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i naciska przycisk na stole, który rozsuwa się. Ze środka wyjeżdża drugi blat zastawiony jedzeniem. Nakładam trochę na talerz. Nie chcę być nie kulturalna.
Pinnor podaje mi szlafrok. Szybko go zakładam i idę za stylistą. Prowadzi mnie do sąsiedniego pokoju. Jedna ze ścian to wielkie okno. Siadam na jednej z trzech kanap, stojących wokół stolika. Mężczyzna zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i naciska przycisk na stole, który rozsuwa się. Ze środka wyjeżdża drugi blat zastawiony jedzeniem. Nakładam trochę na talerz. Nie chcę być nie kulturalna.
-Debby,
chciałem z tobą porozmawiać o twoim stroju na otwarcie. Myślę, że taka osoba
jak ty nie może wystąpić w zwykłym stroju pracownika elektrowni.
Patrzę na
niego ze zdziwieniem.
-Taka osoba
jak ja?
-Wszyscy
myślą, że jesteś bardzo dzielna. W końcu zgłosiłaś się na miejsce siostry.
-Wcale nie
jestem dzielna. Jestem idiotką, która bardziej szanuje cudze życie niż swoje
własne.
Patrzy na
mnie ze zdziwieniem.
-Naprawdę
tak myślisz?
-Tak.
-Ludzie
jednak wierzą w to, że jesteś bardzo dzielna. Ja się z nimi zgadzam, bo to co
zrobiłaś było czynem wymagającym wielkiej odwagi.
Uśmiecham
się. Może Pinnor ma rację?
-Jednak
przejdźmy do rzeczy. Twój strój będzie spektakularny. Zauważyłem, że masz
przebite uszy. To dobrze, bo zrobiłem kolczyki do kompletu. Zaraz wracam.
Po chwili
wchodzi z do pokoju ze złożonym strojem. Jest to sukienka ściągnięta na
wysokości żeber. Góra jest zrobiona ze świecącego, złotego materiału, a dolna
część z czarnego, prześwitującego jedwabiu. Po prawej stronie jest kawałek
złotego świecącego materiału w kształcie błyskawicy. Dzieli on sukienkę na dwie
części. Sięga od talii do końca sukienki. Jest ona uszyta tak, że ma się wrażenie,
że błyskawica jest daleko. Szybko się ubieram. Sukienka sięga mi do połowy ud.
-Jest
strasznie krótka –mówię.
-Chciałem
pokazać twoje zgrabne nogi.
Uśmiecham
się. Pinnor robi mi delikatny makijaż.
-Nawet nie
muszę ci malować rzęs, są takie ciemne. Pięknie wyglądasz.
Podchodzę do
lustra. Sukienka pasuje idealnie do mojego wyglądu.
-Włosy zostają
tak jak teraz? –pytam. Stylista kręci głową.
-Ściągaj
sukienkę. Zajmę się twoimi włosami.
Robię to co
każe. Zakładam szlafrok i idę za mężczyzną. Najpierw Pinnor podcina mi końcówki
włosów. Następnie farbuje mi część. Mam teraz kasztanowe włosy, ale końcówki są
błękitne.
-Dlaczego
tak? –pytam. Pinnor lekko się uśmiecha.
-Będzie
pasowało do stroju na wywiady.
Spina mi
włosy w małego koczka. Ich kolor pasuje do błękitu. Dwa małe kosmyki zwisają koło uszu.
-Teraz możesz
się ubrać.
Ubieram sukienkę.
Odbicie jakie widzę w lustrze jest piękne. Dopiero po chwili przypominam sobie,
że widzę samą siebie. Mam jakąś jasnożółtą szminkę, która błyszczy się na
złoto. Złote cienie na powiekach również wyglądają pięknie.
-I jak? –pyta.
–Podoba się?
-Ten strój
jest cudowny.
Zauważam, że
kolczyki w kształcie błyskawic świecą się lekko.
-Chodź już
na dół.
Idziemy na
dolny poziom Centrum. Po drodze dołączają do nas Logan ze swoją stylistką –Tinią.
Chłopak ma na sobie czarne spodnie z błyskawicą i połyskującą, złotą koszulę.
Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Jest to wielka stajnia. Styliści prowadzą
nas do rydwanu przygotowanego specjalnie dla nas. Zaprzężony jest on w czwórkę
koni ze złotą sierścią. Wchodzę na rydwan, a Pinnor ustawia mnie w jakiejś
pozie.
-Uśmiechnij
się –upomina mnie. Robię to.
-Pięknie
wyglądasz –mówi. –Widzowie cię pokochają, zaufaj mi.
Rozbrzmiewa
muzyka, rusza pierwszy rydwan. Logan staje obok mnie. Po ostatnich poprawkach,
styliści odchodzą.
-Pięknie
wyglądasz –mówi chłopak.
-Dzięki. Ty też.
W tym momęcie
rusza nasz rydwan. Jeśli wcześniej myślałam, że ludzie głośno krzyczeli, to na
nasz widok wręcz wybuchli. Zauważam, że błyskawica na mojej sukience świeci.
Uśmiecham się lekko złośliwie do publiczności. Taką mnie zapamiętają. Złośliwą
i dzielną. Macham do ludzi. Po chwili słyszę co wykrzykują.
-Debby!
Debby!
Ktoś rzuca
mi kwiat. Po chwili mam ich kilka w ręce. Jestem gwiazdą wieczoru. Zaczynam wierzyć,
że mam jakieś szanse. Mogę wygrać.
Rydwany stają, jesteśmy na placu. Na balkonie stoi prezydent Snow.
Rydwany stają, jesteśmy na placu. Na balkonie stoi prezydent Snow.
-Witam was
trybuci na naszych siedemdziesiątych drugich Głodowych Igrzyskach!
Zaczyna
przemowę, a ja jak zwykle nie słucham.
-Wesołych
Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
Robimy
ostatnie okrążenie wokół placu i wjeżdżamy do Ośrodka Szkoleniowego. Od razu
otaczają nas styliści i ekipy. Wykrzykują pochwały pod naszym adresem. Nie zwracam
na nich uwagi. Zresztą na sali jest tak głośno, że i tak nic nie słychać.
Zauważam, że większość trybutów patrzy się na mnie ze złością. Posyłam im
piękny, złośliwy uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz