piątek, 31 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 6

Z bólu zaciskam powieki. Staram się nie narzekać, nie jęczeć ani nie krzyczeć kiedy Kaldania za pomocą plastra wyrywa mi część włosów z nogi. Już kilka godzin siedzę w Centrum Odnowy, a nadal nie mam pojęcia kto będzie moim stylistą. Widocznie nie chce on mnie oglądać dopóki ekipa przygotowawcza nie przeprowadzi na mnie kilku zabiegów upiększających. Myli mi już włosy i smarowali kilkoma odżywkami. Są teraz gładkie i błyszczące. Moje paznokcie mają taki sam kształt. Byłam  nacierana jakąś pianką, która oprócz brudu usunęła mi co najmniej trzy warstwy skóry.
-To już ostatni plaster. Gotowa? –pyta Kaldania. Kiwam głową i po chwili nie mam już żadnych włość na nogach. Usunięto mi je też spod pach, z części brwi i z tułowia. Czuję się jak kurczak, oskubany i gotowy do pieczenia.
Źle się z tym czuję.
Członkowi ekipy ściągają mnie ze stołu. Stoją wokół mnie z pęsetami. Trzymają je jak broń. Są gotowi wyrwać ostatnie niechciane włoski. Po drobnych poprawkach, cieszą się ogromnie.
-Wreszcie wyglądasz jak człowiek –mówi Obrius. Uśmiecha się szeroko.
-Idziemy po Pinnora. Czekaj tu –mówi Virginia wychodząc, z sali.
Siadam na stole. Obok leży szlafrok, ale go nie zakładam. I tak stylista kazałby mi go zdjąć. Otwierają się drzwi. Do Sali wchodzi wysoki mężczyzna. Ma krótkie, ciemne włosy i lekki, pomarańczowy makijaż. Ma na sobie koszulę i czarne spodnie. Kojarzę go.
-Witaj Debby. Mam na imię Pinnor i będę twoim stylistą.
-Witaj –mówię. –Czy ty przedtem nie byłeś stylistą Ósmego Dystryktu?
-Dobrze pamiętasz. Tak, zajmowałem się Ósmym Dystryktem, to mój pierwszy rok w Piątce.
Przygląda mi się uważnie. Niechętnie wstaję ze stołu. Mężczyzna obchodzi mnie dookoła. Czuję na sobie jego badawczy wzrok. Mam ochotę się zasłonić, być może dlatego, że nie jest tak dziwny jak ekipa. Tamci to po prostu idioci. Kapitol tak ich zmienił.
Pinnor podaje mi szlafrok. Szybko go zakładam i idę za stylistą. Prowadzi mnie do sąsiedniego pokoju. Jedna ze ścian to wielkie okno. Siadam na jednej z trzech kanap, stojących wokół stolika. Mężczyzna zajmuje miejsce naprzeciwko mnie i naciska przycisk na stole, który rozsuwa się. Ze środka wyjeżdża drugi blat zastawiony jedzeniem. Nakładam trochę na talerz. Nie chcę być nie kulturalna.
-Debby, chciałem z tobą porozmawiać o twoim stroju na otwarcie. Myślę, że taka osoba jak ty nie może wystąpić w zwykłym stroju pracownika elektrowni.
Patrzę na niego ze zdziwieniem.
-Taka osoba jak ja?
-Wszyscy myślą, że jesteś bardzo dzielna. W końcu zgłosiłaś się na miejsce siostry.
-Wcale nie jestem dzielna. Jestem idiotką, która bardziej szanuje cudze życie niż swoje własne.
Patrzy na mnie ze zdziwieniem.
-Naprawdę tak myślisz?
-Tak.
-Ludzie jednak wierzą w to, że jesteś bardzo dzielna. Ja się z nimi zgadzam, bo to co zrobiłaś było czynem wymagającym wielkiej odwagi.
Uśmiecham się. Może Pinnor ma rację?
-Jednak przejdźmy do rzeczy. Twój strój będzie spektakularny. Zauważyłem, że masz przebite uszy. To dobrze, bo zrobiłem kolczyki do kompletu. Zaraz wracam.
Po chwili wchodzi z do pokoju ze złożonym strojem. Jest to sukienka ściągnięta na wysokości żeber. Góra jest zrobiona ze świecącego, złotego materiału, a dolna część z czarnego, prześwitującego jedwabiu. Po prawej stronie jest kawałek złotego świecącego materiału w kształcie błyskawicy. Dzieli on sukienkę na dwie części. Sięga od talii do końca sukienki. Jest ona uszyta tak, że ma się wrażenie, że błyskawica jest daleko. Szybko się ubieram. Sukienka sięga mi do połowy ud.
-Jest strasznie krótka –mówię.
-Chciałem pokazać twoje zgrabne nogi.
Uśmiecham się. Pinnor robi mi delikatny makijaż.
-Nawet nie muszę ci malować rzęs, są takie ciemne. Pięknie wyglądasz.
Podchodzę do lustra. Sukienka pasuje idealnie do mojego wyglądu.
-Włosy zostają tak jak teraz? –pytam. Stylista kręci głową.
-Ściągaj sukienkę. Zajmę się twoimi włosami.
Robię to co każe. Zakładam szlafrok i idę za mężczyzną. Najpierw Pinnor podcina mi końcówki włosów. Następnie farbuje mi część. Mam teraz kasztanowe włosy, ale końcówki są błękitne.
-Dlaczego tak? –pytam. Pinnor lekko się uśmiecha.
-Będzie pasowało do stroju na wywiady.
Spina mi włosy w małego koczka. Ich kolor pasuje do błękitu. Dwa małe kosmyki zwisają koło uszu.
-Teraz możesz się ubrać.
Ubieram sukienkę. Odbicie jakie widzę w lustrze jest piękne. Dopiero po chwili przypominam sobie, że widzę samą siebie. Mam jakąś jasnożółtą szminkę, która błyszczy się na złoto. Złote cienie na powiekach również wyglądają pięknie.
-I jak? –pyta. –Podoba się?
-Ten strój jest cudowny.
Zauważam, że kolczyki w kształcie błyskawic świecą się lekko.
-Chodź już na dół.
Idziemy na dolny poziom Centrum. Po drodze dołączają do nas Logan ze swoją stylistką –Tinią. Chłopak ma na sobie czarne spodnie z błyskawicą i połyskującą, złotą koszulę. Wchodzimy do jakiegoś pomieszczenia. Jest to wielka stajnia. Styliści prowadzą nas do rydwanu przygotowanego specjalnie dla nas. Zaprzężony jest on w czwórkę koni ze złotą sierścią. Wchodzę na rydwan, a Pinnor ustawia mnie w jakiejś pozie.
-Uśmiechnij się –upomina mnie. Robię to.
-Pięknie wyglądasz –mówi. –Widzowie cię pokochają, zaufaj mi.
Rozbrzmiewa muzyka, rusza pierwszy rydwan. Logan staje obok mnie. Po ostatnich poprawkach, styliści odchodzą.
-Pięknie wyglądasz –mówi chłopak.
-Dzięki. Ty też.
W tym momęcie rusza nasz rydwan. Jeśli wcześniej myślałam, że ludzie głośno krzyczeli, to na nasz widok wręcz wybuchli. Zauważam, że błyskawica na mojej sukience świeci. Uśmiecham się lekko złośliwie do publiczności. Taką mnie zapamiętają. Złośliwą i dzielną. Macham do ludzi. Po chwili słyszę co wykrzykują.
-Debby! Debby!
Ktoś rzuca mi kwiat. Po chwili mam ich kilka w ręce. Jestem gwiazdą wieczoru. Zaczynam wierzyć, że mam jakieś szanse. Mogę wygrać.
Rydwany stają, jesteśmy na placu. Na balkonie stoi prezydent Snow.
-Witam was trybuci na naszych siedemdziesiątych drugich Głodowych Igrzyskach!
Zaczyna przemowę, a ja jak zwykle nie słucham.
-Wesołych Głodowych Igrzysk! I niech los zawsze wam sprzyja!
Robimy ostatnie okrążenie wokół placu i wjeżdżamy do Ośrodka Szkoleniowego. Od razu otaczają nas styliści i ekipy. Wykrzykują pochwały pod naszym adresem. Nie zwracam na nich uwagi. Zresztą na sali jest tak głośno, że i tak nic nie słychać. Zauważam, że większość trybutów patrzy się na mnie ze złością. Posyłam im piękny, złośliwy uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz