czwartek, 30 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 5

Budzę się z krzykiem. Kolejny zwykły dzień. Jednak kiedy zauważam kołdrę wiem, że coś jest nie tak. I wtedy wspomnienia wracają. Jadę pociągiem do Kapitolu aby wziąć udział w tegorocznych Głodowych Igrzyskach. Budzę się z koszmaru, żeby trafić do jeszcze gorszego. 
Wstaję, idę do łazienki. Jestem tak zaspana, że nie mam pojęcia co się wokół mnie dzieje. Wchodzę do kabiny prysznicowej. Lodowata woda jaka leci, wyrywa mnie z zamyśleń. Szybko ustawiam na ciepłą. Wychodzę spod prysznica i wycieram się. Rozczesuję włosy i znów związuję je w wysoką kitkę. Tak czeszę się na co dzień.
Przyglądam się swojemu odbiciu. Mam długie, kasztanowe, falowane włosy, duże, ciemnobrązowe oczy. Jestem wysoka i chuda, jak każdy w naszym dystrykcie. Jednak wyróżniam się, bo w Piątce najrzadziej spotyka się ludzi z włosami takimi jak moje. Część mieszkańców mówi, że jestem piękna, ale ja nigdy tak nie uważałam. Na szczęście po mojej minie nie widać rosnącego we mnie przerażenia.
Szybko ubieram się w beżową sukienkę bez ramiączek. Wychodzę z pokoju i idę do jadalni. Jest tam tylko Greg. Zastanawiam się czy nie zawrócić, ale mężczyzna mnie zauważa. Podchodzę do stołu i siadam naprzeciwko mentora. Nakładam sobie sałatkę i kurczaka w pomarańczowym sosie. Obok talerza stoi filiżanka z gęstym, brązowym płynem. Płyn jest bardzo słodki.
-Gorąca czekolada –mówi Greg. Nie zwracam na niego uwagi. Na szczęście do jadalni wchodzi Logan. Nareszcie. Zaraz za nim wchodzi Dixi. Jemy w ciszy. Jednak moje obawy się sprawdzają, bo po kilku minutach odzywa się Logan.
-Może powie nam pan jaką strategię przyjąć na Igrzyskach, jak przyciągnąć sponsorów.
Patrzy na Grega. Mężczyzna odpowiada z ociąganiem.
-Musicie mieć świadomość, że każda minuta zbliża was do śmierci. Miałem wiele dzieciaków pod swoja opieką, a żadne nie przeżyło.
Uśmiecham się złośliwie.
-Nie dziwię się, że zginęli, bo skoro mieli takiego opiekuna…
Z satysfakcją widzę jak jego twarz zmienia wyraz. Teraz on się denerwuje.
-Powiedzieć wam jak przyciągnąć sponsorów?
Patrzymy na niego w milczeniu.
-Trzeba być miłym –mówi. –A ty kochanie –zwraca się do mnie. –Na razie nie masz żadnych szans.
Wstaję i wychodzę z jadalni. Jak mogłam dać się sprowokować! Dogania mnie Logan.
-Wkurzający facet, prawda?
Przytakuję.
-Boisz się? –pyta. Patrzę na niego ze zdziwieniem.
-Nie, no co ty! Niby czego mam się bać?
Przez chwilę nie odpowiada.
-Że umrzesz. Nie boisz się śmierci?
-Prędzej czy później i tak umrę. Jak nie na arenie to ze starości. Każdego to czeka. Nie mam się czego bać.
-Musisz być bardzo dzielna –mówi i odchodzi. Dzielna? Jestem głupia.
Wchodzę do pokoju. Siadam na łóżku i przyglądam się naszyjnikowi od mamy. Łańcuszek jest z prawdziwego złota, a mała zielona gwiazdka na nim zawieszona jest ze szmaragdu. Gdyby sprzedać ten łańcuszek miałybyśmy jedzenie na co najmniej dwa lata. Ciekawe jak znalazł się w naszej rodzinie? Na pewno było to zanim były Mroczne Dni. Jestem tego pewna.
Wyglądam przez okno. Gdzieś tam, daleko za nami jest mój dom. Rose pewnie jest w szkole, a mama pracuje. Czy się o mnie boją? Na pewno. Mam tylko nadzieję, że mama pociesza siostrę, że nie zamknęła się w sobie.
Słyszę pukanie do drzwi.
-Debby, za chwilę będziemy w Kapitolu.
Idę za Dixi do jednego z wagonów. Wyglądam przez okno. Moim oczom ukazuje się Kapitol. Jest naprawdę wielki. Nie mogę długo go oglądać, bo wjeżdżamy do tunelu. Po chwili jesteśmy na peronie wypełnionym ludźmi. Rozpoznają nasz pociąg, pokazują nas palcami i machają. Kiedy pociąg staje, wychodzimy z wagonu. Przypominam sobie słowa Grega dotyczące sponsorów. Trzeba być miłym. Uśmiecham się trochę złośliwie do stojących na peronie ludzi. Muszę grać inaczej przepadłam. Ludzie z Kapitolu cieszą się jak dzieci. Nie wiedzą, że ich nienawidzę. Zmierzamy w kierunku Centrum Odnowy otoczeni ludźmi. Teraz się cieszą na nasz widok, ale to tylko teraz. Z przyjemnością będą patrzeć jak umieramy. Wiem, że nienawidzę tego miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz