sobota, 25 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ 1

Budzę się z krzykiem. Minęły już trzy lata od śmierci ojca, a on cały czas nawiedza mnie w snach. Często wspominam ten dzień w którym dowiedziałam się o śmierci taty. Od lat zadaję sobie jedno i to samo pytanie. Dlaczego kosogłosy śpiewały moją piosenkę w trakcie przemówienia burmistrza? Możliwe, że nigdy się tego nie dowiem. Ubieram się i cicho wychodzę z pokoju starając się nie obudzić mamy i Rose. Wychodzę z domu. Idę ulicami piątki teraz pustymi. W dniu dożynek każdy chce dłużej pospać. 
Wchodzę do lasu na obrzeżu dystryktu. Wchodzę na wysokie drzewo tuż obok ogrodzenia.
Przeskakuję na sąsiednie, mieszczące się już poza granicami piątki. Schodzę na ziemię i idę w stronę wzgórza. Tam mieszka najwięcej zwierząt. Ze starego pnia wyjmuję własnej roboty łuk wraz ze strzałami i kilka noży. Do koszyka zbieram zieleninę oraz poziomki i jeżyny. Po piętnastominutowym marszu napotykam pierwsze zwierzę. Naciągam strzałę na cięciwę i strzelam. Trafiam królika prosto w oko. Nie zawsze mi się to udaje. Lepiej rzucam nożami. Wkładam martwe zwierzę do torby. Zakładam kilka sideł i wspinam się na skałę.
Siedzę w ciszy i rozmyślam o Igrzyskach. Co będzie jeśli wylosują Rose? To jej pierwsze dożynki, nie pozwoliłam jej wziąć astragalu,  ma tylko jedną kartkę więc prawdopodobieństwo jest małe, ale jeśli… Myśl, że moja siostra mogłaby trafić na arenę przeraża mnie bardziej niż moja własna śmierć. Jeśli ja wylosują zajmę jej miejsce. Zgłoszę się, będę ochotnikiem. Wiem, że to zrobię. Ze wszystkich osób na świecie Rose kocham najbardziej. Zawsze będę dbała o jej bezpieczeństwo, bez względu na wszystko.
Na pobliskim drzewie dostrzegam wiewiórkę. Zabijam ją. Idę nad małe jeziorko. Kiedyś uczyłam się tu pływać. Nie dostrzegam żadnego zwierzęcia. Postanawiam odpocząć. Leżę na trawie pośród drzew. W lesie powracam do życia. Przez chwilę czuję się naprawdę szczęśliwa. Gdyby nie dożynki. Mam dość życia w ciągłym strachu, tylko na polowaniu czuję się bezpiecznie, mimo wszystkich niebezpiecznych zwierząt.
Dość tego lenistwa. Wstaję i idę w stronę dystryktu.  Sprawdzam wnyki.  Po drodze zabijam jeszcze trzy króliki. Chowam łuk, strzały i noże do starego pnia. Wdrapuję się na drzewo i przeskakuje na inne. Znów jestem w piątce. Idę w stronę starego magazynu na drewno. Nie nadaje się on do użytku, przeciekający dach sprawiał, że drewno mokło i nikt nie chciał go kupować. Mieści się tam czarny rynek. Nie zagląda tam wiele ludzi, ale większość rzeczy tam sprzedaję. Nie chcę żeby ktoś pytał się skąd mam zwierzynę. Podchodzę do różnych osób. Królika wymieniam na trochę materiału, u kogoś innego na olej. Zieleninę sprzedaję na targu, pieniądze też się przydadzą. Za wiewiórkę dostaje bochenek chleba.
Szybko wracam do domu. Mama i Rose już nie śpią. Moja siostra jest gotowa do wyjścia. Ma na sobie jasnoróżową sukienkę. Kiedyś należała ona do mnie. Jej rude włosy zaplecione są w dwa warkocze.
-Pięknie wyglądasz –mówię.
-Ty też za chwilę będziesz –odpowiada. Idę do łazienki. Czeka na mnie miska z ciepłą wodą. Myję się, ścieram bród i krew z ciała. Po zastanowieniu myje głowę. Na dożynki mama przygotowała mi białą sukienkę z czarnym paskiem. Do tego białe buty. Suszę włosy ręcznikiem, ubieram się. Nie mam pojęcia co zrobić z włosami, żadne eleganckie fryzury do mnie nie pasują. Zostawiam je rozpuszczone. Tak będzie najlepiej.
W oddali słychać gong. To znak, że trzeba iść na plac. Powoli idziemy w jego kierunku. Kiedy tam dochodzimy, staję wraz z Rose w wielkiej kolejce, aby wpisać się na listę. Kiedy już obie jesteśmy na liście, mówię do Rose.
-Idź, stań z innymi dwunastolatkami. Po dożynkach cię znajdę –mówię, tym samym dając jej do zrozumienia, że nie wierzę, aby wylosowali którąś z nas. Siostra, trochę uspokojona, staje w pierwszym rzędzie, ja zaś kieruję się do drugiego i staję wśród trzynastolatków.  Kiwamy sobie głową na powitanie. Kiedy wszyscy dotarli na plac, na scenę wchodzi burmistrz. Czyta Traktat o Zdradzie. Pokazują film z Kapitolu –najważniejszego miasta w całym panem. Kiedy kończy na scenę wchodzi Dixi Brown, kobieta z Kapitolu, opiekuje się naszym dystryktem. W tym roku ma jasnozieloną perukę i szmaragdową sukienkę z krótkimi rękawkami. Do tego szpilki, również zielone.
-Witam, witam! Nadszedł czas aby wybrać jednego młodego chłopaka i jedna młodą dziewczynę, których spotka zaszczyt reprezentowania Piątego Dystryktu w siedemdziesiątych drugich Głodowych Igrzyskach! Panie mają pierwszeństwo! –mówi i podchodzi do wielkiej szklanej kuli. Wkłada rękę i wyjmuje losową karteczkę. Podnosi ja wysoko, aby każdy ją widział. Znów podchodzi do mównicy i otwiera karteczkę. To nie ja, to nie ja. Zaciskam mocno powieki. To nie ja. Po chwili słyszę głos Dixi. Czyta imię i nazwisko. To nie jestem ja. To Rosalie Teach.

5 komentarzy:

  1. troszke mi to przypomina Katniss i Prim

    OdpowiedzUsuń
  2. kopia powieści Suzanne Collins.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmienilas tylko imiona,wiek bohaterek i dystrykt, a tak to kopia ksiazki Suzanne Colins

    OdpowiedzUsuń
  4. Idioci może dlatego, że to jest na podstawie książki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawiodłam się. :( Totalna kopia. :( Myślałam,że to be coś oryginalnego... E.W.

    OdpowiedzUsuń