piątek, 14 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 21

Tym razem mogę powiedzieć, że jestem z tego rozdziału dumna. Wyszedł prawie tak jak go sobie wyobrażałam. Nie wiem czy wam sie spodoba, ale mam taką nadzieję.
Zapraszam na moją stronkę na facebooku KLIK
Miłego czytania :)
_____________________________

Leżę na ziemi nie do końca świadoma tego, co się wokół mnie dzieje. Nie wiem gdzie jestem ani kim jestem. Nie wiem nic.
Trach!
Siedzę w małym, ciasnym pokoju. Jest tu stare, drewniane łóżko, z narzuconym na nie, poszarpanym kocem. Siedzę na podłodze, na samym środku sypialni. W ręce trzymam brudną lalkę. Ma ona długie blond włosy, całe w kołtunach. Jest ubrana w powycieraną, pobrudzoną ziemią i wiele razy zaszywaną, różową sukienkę. Nie jest ona ładna, ale to jedyna lalka jaką posiadam. Nie wiem czemu rodzice nie chcą mi kupić nowej, czarnowłosej, z błyszczącą, błękitną suknią balową. Widziałam taką na targu, ale mamusia powiedziała, że nas na nią nie stać. Nie wiem czemu.
Biorę lalkę i sadzam ją na podłodze.
-Panno Milando –seplenię cicho. –Plośe sie napić helbatki. 
Do pokoju wchodzi moja mała siostrzyczka. Trzyma inną lalkę, również blond włosą, ale ma ona żółtą, brudną sukienkę, a nie różową.
-Di –mówi cicho Rose. –Moge teś sie ź tobom pobawić?
-Jaśne –odpowiadam z uśmiechem.
Trach!
Mała polana. Ja stoję na środku. Pada deszcz, zimne i duże krople moczą mi ubranie i włosy. Woda cieknie ze mnie, leje się strumieniami. Patrzę z zachwytem na ciemne niebo spowite czarnymi i puszystymi chmurami. Co jakiś czas rozlega się głośny grzmot, huk, i niebo przecina jasna, biała błyskawica. Wokół polany, w wielkich elektrowniach, przemieszczają się ludzie. Widzę tylko ich ciemne sylwetki. Podczas burzy produkcja prądu jest o wiele wyższa niż normalnie. Trzeba wykorzystać energię pochodzącą z natury.
Rozglądam się z zachwytem po zalanej wodą polanie. Jestem cała mokra, ale mnie to nie obchodzi. Uwielbiam stać w deszczu. W oddali zauważam ciemny kształt, zbliżający się do mnie. Przez strugi deszczu dochodzi do mnie głos mojego taty.
-Debby, co ty tutaj robisz? Wracaj natychmiast do domu!
Nie zamierzałam go słuchać.
Trach!
Siedzę na starej i poszarpanej kanapie w salonie. Przede mną stoi wielki, stary telewizor z wypukłym ekranem.  Czekam aż wszystko się zacznie. To już za kilka minut. Już za chwilę na wielką arenę wkroczą trybuci, w tym moja koleżanka, Gwen. Wtedy obraz przeskakuje ze studia na wielki, pusty teren. Na okrągłych metalowych tarczach unoszą się tegoroczni trybuci. Ale ja na razie przyglądam się krajobrazowi. Teren jest raczej niezalesiony. Z jednej strony widać wielkie, wysokie i złote trawy. Kłosy zboża chwieją się na wietrze. Naprzeciwko są za to wysokie góry. Ich szczyty nikną we mgle. Widać na nich śnieg.
-Panie i panowie, Siedemdziesiąte Pierwsze Głodowe Igrzyska uważam za otwarte!
Głos Claudiusa jest doskonale słyszalny. A więc mają sześćdziesiąt sekund. Zaczynam szukać w tłumie Gwen. Od razu ją zauważam. Jej złociste włosy lśnią i unoszą się na wietrze, a niebieskie oczy rozglądają się dookoła z przerażeniem. Wtedy rozlega się dźwięk gongu. Nie mija minuta, a Gwen pada na ziemię z nożem wbitym w serce. Krew zalewa jej drobne ciało…
Trach!
Znowu jestem na bagnie. A raczej już w początkach lasu. Zielone liście drzew szeleszczą poruszane przez wiatr. Ptaki śpiewają wesoło, wiewiórki biegają po drzewach. Wszystko jest wesołe, cały świat cieszy się dniem. Ale ja wciąż nie jestem pewna czy to już jawa. Wpatruję się w błękitne niebo, na którym nie widać ani jednej białej chmurki. Jaskrawe słońce świeci tylko i grzeje moją twarz. Moje oczy biegają od jednego ptaka do drugiego, nie wiem na czym zatrzymać wzrok. Wszystko jest takie piękne…
Nagle jakiś cień pojawia się nade mną. Coś zasłania mi słońce. Czuję dreszcz przebiegający na plecach.
-Wiedziałem, że cię tu spotkam –mówi jakiś męski głos. Widzę pochylającą się nade mną twarz. To jakiś chłopak, ale go nie rozpoznaję. Przełykam tylko ślinę. Nie wydaje się być przyjaźnie do mnie nastawiony, a wszystko coraz bardziej przypomina jawę.
-Wiesz co Debby –drgam, słysząc moje imię w jego ustach –od dawna cię śledziłem. Zainteresowałaś mnie. Już kiedy tylko zobaczyłem te dożynki, wtedy kiedy zgłosiłaś się za swoją siostrę, wiedziałem, że nie jesteś byle kim. Że nie jesteś zwykłym przeciwnikiem.
Zamykam oczy. A więc byłam obserwowana przez jednego z trybutów. Na pewno wie w czym jestem dobra, jakie są moje słabości. To straszne, wręcz przerażające.
-Kiedy zrobiłaś furorę na paradzie rozpoczynającej Igrzyska, stwierdziłem, że muszę zdobyć jak najwięcej informacji o tobie. W czym jesteś dobra, a w czym słaba. Z jakimi dziedzinami sztuk walki jeszcze nigdy się nie spotkałaś, a które masz opanowane do perfekcji. Z tym drugim był problem. Nie byłaś perfekcyjna w niczym. Ale musiałaś mieć jakieś ukryte talenty. Wiedziałem to. Gdy jeden z zawodowców zaproponował ci sojusz, zachęcany przez mentora, tylko to mnie upewniło. Obserwowałem cię dokładnie. Widziałem twoją bójkę z chłopakiem z Dwójki. Wywnioskowałem, że jesteś bardzo odważna, albo bardzo głupia. Ta druga wersja sprzeczała się z tym, że ukrywałaś swoje zdolności. Musiałaś być inteligentna.
Patrzę w jego czarne oczy, zimne, puste jak długie tunele, które nigdy się nie kończą. W jego wzroku było coś… coś czego nie potrafiłam rozgryźć. Rządza mordu, ale i strach i… uznanie? Podziw? To wszystko potwierdziło moje obawy, że to nie jest jakiś wytwór mojej wyobraźni, jakaś głupia wizja, tylko najprawdziwsza jawa.
-Podczas treningów z nikim nie rozmawiałaś, tylko uparcie ćwiczyłaś, więc musiałaś być zawzięta. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie należysz do osób które łatwo się poddają. Zamierzałaś walczyć do końca. Bardzo mnie zdziwiło, że mimo bólu w rękach nie przerywałaś ćwiczeń. Tak, byłaś bardzo zdeterminowana.
Tylko zaciskam zęby ze złości. Nigdy nie przypuszczałam, że ktoś będzie mnie obserwował tak dokładnie. Ja sama nigdy bym nie wpadła na to by bliżej przyjrzeć się któremuś z moich przeciwników.
-Byłaś wybuchową osobą, co tylko dodawało ci energii, zachęcało do walki. Potem nadeszły indywidualne prezentacje przed organizatorami. Musiałem wiedzieć jaki będziesz miała wynik. Zdobyłaś aż dziewięć punktów. Kiedy zobaczyłem twoją reakcję, zrozumiałem, że nie masz zbyt wielkiej wiary we własne możliwości, tylko jesteś dobrą aktorką i umiesz to ukryć. Zastanawiało mnie całą noc co pokazałaś organizatorom, że dostałaś dziewiątkę. W końcu masz zaledwie trzynaście lat, a kiedy osoba w tym wieku dostaje pięć punktów, uważa się to za wielki sukces. Na wywiadach ukazałaś, że jesteś wredna, że masz charakterek. Pomyślałem sobie, że właśnie o takim zwycięzcy marzą Kapitolińczycy. Dzięki swojej urodzie, urokowi i dużej liczbie punktów miałaś szansę zdobyć mnóstwo sponsorów. Tylko, że teraz w ogóle nie dostawałaś prezentów. Nie wiem, czy masz po prostu złe relacje z mentorem, czy może nikt nie chce cię wspierać, choć to drugie jest wątpliwe. Najważniejsze jest to, że nie dostałaś żadnej pomocy.
Czuję jak ręce zaczynają mi drżeć ze złości. Nie mogę ich poruszyć, nie mogę zrobić nic. To chyba przez jad tego węża straciłam zdolność ruchu. Nie pozostaje mi nic oprócz leżenia, słuchania i czekania na śmierć.
-Wiesz co mnie zdziwiło? Że nie zgodziłaś się na sojusz z zawodowcami. Nie dołączyłaś do nich po wejściu na arenę. Zabiłaś jednego, chciałaś zabić i resztę. Zaimponowałaś mi, naprawdę. Od dawna chciałem się z tobą zmierzyć, ale nie byłem pewny czy sobie poradzę. Czekałem na dogodny moment, taki jak ten.
Chłopak zbliża swoją twarz do mojej. Pieszczotliwie odgarnia kosmyk moich włosów z czoła, patrzy prosto w moje brązowe oczy.
-Taka piękna –mruczy z wielkim zachwytem. –Taka zdolna.
Kiedy jego usta są niebezpiecznie blisko moich, warczę groźnie. Chłopak tylko śmieje się cicho z mojej reakcji.
-Taka piękna, a jednak musi umrzeć.
Mówiąc to, jego usta ocierają się o moje, chłopak lekko mnie całuje. Nie podoba mi się to, ale jestem bezsilna. Nie mogę się poruszyć. Gdybym mogła, to już by nie żył.
Czuję wciąż narastającą wściekłość. Wiem, że ogląda mnie całe państwo, co tylko jeszcze bardziej mnie rozwściecza. Każdy obywatel Panem widzi teraz małą, słabą dziewczynkę, która nie może nic zrobić, która jest pozostawiona na pastwę tego chłopaka.
-Szkoda –mówi jeszcze, patrząc w moje oczy. Odsuwa się lekko, a z kurtki wyjmuje nóż o cienkim, błyszczącym ostrzu, niebezpiecznie wygiętym na końcu.
-Chyba czas się pożegnać.
Na jego twarzy gości uśmiech szaleńca. Wtedy chłopak wbija nóż w moje ramię. Czuje ciepłą ciecz, lejącą się po ręce oraz potworny, pulsujący ból. Narzędzie bez problemu przecina skórę. Zaciskam powieki. Nie zamierzam krzyczeć, będę dzielna, nie okażę słabości. Wtedy po raz kolejny czuję ból, tym razem w okolicach żeber. Niech to już się skończy. Mam ochotę powiedzieć, aby się pospieszył, ale głos uwiązł mi w gardle. Może to i lepiej. Przynajmniej umrę z godnością.
Kiedy myślę, że to już koniec, że nic mnie nie uratuje, stojący nade mną chłopak, kaszle krwią na moją twarz. Nieświadomie wyjmuje ostrze z mojego ciała i wygina się do tyłu. W jego oczach pojawiają się łzy. Potem chłopak pada na ziemię. Wszystko to dzieje się w ułamku sekundy. Mija jeszcze jakaś minuta, a ja z radością uświadamiam sobie, że znów mogę się ruszać. Powoli podnoszę się na łokcie i patrzę w przód. Przede mną stoi wysoki brunet.
-Może jednak zmieniłaś zdanie co do sojuszu? –pyta Dave.

4 komentarze:

  1. ale super pisz szybko następny rozdział!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, podoba mi się! Ten chłopak, który usiłował zabić Debby, zaintrygował mnie, i szczerze mówiąc myślałam, że będą sojusznikami. No cóż, będę musiała zadowolić się Dave'm :P Jeśli on jej naprzód nie zabije.
    Wspomnienia były naprawdę realistyczne, podoba mi się, że mogłam poznać Debby od tej innej, nie "morderczej" strony. Ogólnie- rozdział jak najbardziej mi się podobał i czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To mi się podoba! Nie dość, że dałaś takie wspomnienia z przeszłości kursywą (jakie ja lubię najbardziej) to jeszcze dowaliłaś tą akcję z tym szaleńcem. Mi się podoba i to bardzo ;) Czekam na więcej.
    P.S. Fajne płatki śniegu ;)

    OdpowiedzUsuń